Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Isgenaroth z miasta Wołomin. Mam przejechane 50117.01 kilometrów w tym 60.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 29.76 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
mapa odwiedzone gminy

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Isgenaroth.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
36.60 km 28.00 km teren
02:32 h 14.45 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Staruszek

Kolejne szlify terenowe

Niedziela, 20 lutego 2011 • dodano: 20.02.2011 | Komentarze 4

Północny wiatr, temperatura w granicach -8°C, opady śniegu i wczorajsza super zabawa na poligonie, skłoniła nas do powrotu w leśne tereny. Zatem jedziemy znowu na poligon, obić sobie zadki na wybojach oraz w trakcie licznych tzw. "gleb". Początek asfaltowy, kiedy suniemy do wjazdu na poligon.
Kilka razy, między innymi wczoraj przejeżdżaliśmy przy kapliczce w Ossowie, która znajduje się tam w hołdzie żołnierzom bitwy tzw. Cudu nad Wisłą. Nigdy jakoś nie uwieczniłem jej na fotografii, czas to nadrobić.

Jeszcze tylko przygotowania do terenu

i można ruszać w głuszę.

Nasz plan jest dziś prosty, jeździmy po poligonie, licząc na Piotrkową orientacje w terenie. Zamierzamy potem wrócić lasem do Zielonki i kawałkiem trasy Nieporęckiej dostać się do kolejnego lasu, który doprowadzi nas do Kobyłki. Ale po kolei.
W lesie jest super klimat, cisza i najważniejsze to brak wiatru, który na szosie na pewno dawałby dziś ostro popalić. Zasuwamy, na ile pozwala śnieg i lód, skręcamy raz w lewo, zaraz w prawo i tak kilka razy. W końcu chyba wyżłopane przez Piotrka na poligonie wina, nie maja już wpływu na to, że będzie on wiedział gdzie jesteśmy. Wstyd się przyznać, ja nie wiem gdzie się znajdujemy. Nie pytam Piotrka o drogę bo po co. Co mi powie, że nie wie? Może w końcu kogoś spotkamy, to nas wyprowadzą albo przynajmniej pokażą gdzie trzeba jechać. Najpierw jednak popstrykamy kilka fotek.


Ruszamy dalej, po woli modląc się o spotkanie choć jednej żywej duszy. Po chwili spotykamy siedem dusz, nawet żywych. To locha z małymi dumnie kroczy przez leśną drogę. Nie uchwyciłem tego momentu, gdyż za daleko jeszcze byliśmy i tak nie byłoby nic widać. Nie miałem szczęścia dziś do fotografii, ale o tym potem. W pewnym momencie, skręcamy w lewo i pedałujemy dość raźnie, bo droga trochę na to pozwala. Spotykamy w końcu dwóch bikerów, trenujących na Meridkach mtb. Informują nas, że kierunek który sobie obraliśmy jest bez sensu, bo droga za chwilę się skończy. My wdzięczni, że spotkaliśmy kogoś władającego ludzkim językiem, pytamy o drogę. Napotkani rowerzyści, wyrażają chęć pomocy i każą jechać za sobą. Prosimy o wskazanie drogi prowadzącej do Zielonki. Po chwili widać, że obaj są starymi wyjadaczami mtb, nasza technika jazy w terenie nie bardzo pozwala nam na dotrzymanie im "kroku". Co chwila się zatrzymują i czekają na nas. Dojeżdżamy po jakimś czasie do miejscowości Okuniew (tam gdzie wyjechaliśmy wczoraj). Tutaj zapadają decyzje, że nie wyjeżdżamy na szosę, ale kierujemy się lasem na Zielonkę. I to chyba jest nasz błąd (znaczy mój i Piotrka). Po chwili wjeżdżamy na tzw. drogę czołgową. Po przejechaniu pewnego odcinka przestaje liczyć swoje gleby. Kiedy nieraz się odwracam skontrolować stan Piotrka, gęba mi się cieszy, bo on też leży. Droga wygląda mniej więcej tak.


Zdjęcia nie oddają dokładnie tego horroru, który roztacza się przed i za nami. Wrażenie potęgują jeszcze ciągłe górki i zjazdy, w których starszą lodowe olbrzymy, pokruszone przez jakiś ciężki sprzęt, pewnie przez czołg. Modlę się, żeby się to już skończyło bo często muszę zsiadać z roweru i po prostu go prowadzić. Nasi pomagierzy, także nieraz prowadzą swoje maszyny. Zatem nie jest z nami tak źle. Kiedy tracę nadzieję, że przeżyję, droga czołgowa się kończy i zaczyna się normalniejsza jazda. Po drodze napotykamy dziś narciarzy, towarzystwo zasuwające konno i kuligi ciągnięte przez psy. Ruch jak na Marszałkowskiej w Warszawie. Po woli kierujemy się w stronę kapliczki, którą wcześniej fotografowałem. W pewnej chwili ok. 50 metrów przed nami, drogę przecina olbrzymi łoś. Zwierzę jest świadome, że ktoś jest obok i bardzo szybko chowa się w krzakach. I znowu nie sfotografowałem. Miałem do wyboru, szybko bawić się aparatem i znowu leżeć, albo bezpiecznie jechać. Wybrałem to drugie, bo dupa i obity kilka razy bok i tak bolą. Reszta drogi mija nam na towarzyskiej pogawędce. Dojeżdżamy do kapliczki i za chwilę do szosy, gdzie się rozstajemy z nowo poznanymi kolegami. Rezygnujemy z Piotrkiem z dotarcia do Zielonki. Zaczyna mi być całkiem nieźle zimno. Wracamy zatem lasem do Wołomina, gdzie kończy się nasza dzisiejsza super przygoda.
Kategoria 0-50



Komentarze
vortac
| 08:55 poniedziałek, 21 lutego 2011 | linkuj No, widzę, że poszerzacie horyzonty pogodowe. :) Śnieg i mróz już niestraszne. Tak trzymać!
sikor4fun-remove
| 18:26 niedziela, 20 lutego 2011 | linkuj Fajny klimacik zimą przez las szarżować :]
kkkrajek18-remov
| 17:17 niedziela, 20 lutego 2011 | linkuj Widzę, że spodobał się teren :)
Jak jest mocny wiatr to nie ma nic lepszego jak jazda w lesie :)
Misiacz
| 13:58 niedziela, 20 lutego 2011 | linkuj No, nareszcie przyzwoita średnia, a nie jakieś 30! :)))
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!