Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Isgenaroth z miasta Wołomin. Mam przejechane 50117.01 kilometrów w tym 60.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 29.76 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
mapa odwiedzone gminy

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Isgenaroth.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

150-200

Dystans całkowity:2999.59 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:100:16
Średnia prędkość:29.92 km/h
Maksymalna prędkość:55.45 km/h
Suma podjazdów:110 m
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:166.64 km i 5h 34m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
185.15 km 0.00 km teren
06:21 h 29.16 km/h:
Maks. pr.:42.46 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

40076 a w tym Czerwińsk nad Wisłą

Niedziela, 25 sierpnia 2013 • dodano: 25.08.2013 | Komentarze 2

Cóż to za magiczna liczba w tytule? Niektórzy pewnie się domyślają. To ilość kilometrów jaka potrzebna jest aby móc powiedzieć, że zaliczyłem tyle kilometrów by mogło starczyć na objechanie równika. Tak, dziś właśnie mój bikestatsowy licznik stwierdził, że przejechałem już tyle i mogę się tym chwalić. Choć ta liczba dziś bardzo mocno się broniła, ale o tym w dalszej części opisu.
Dzisiejsza wycieczka w moich myślach powstała już dość dawno temu. Robiłem nawet wywiad z eliza, dotyczący stanu dróg w okolicach Nasielska, Nowego Dworu Mazowieckiego.
eliza jest bardzo obeznana z tymi rejonami.
Kiedy już dowiedziałem się czego trzeba, czekałem tylko na nadarzającą się okazję, aby wyruszyć w te strony. Opcje wyjazdu były dwie:
- trasą 62 do Wyszogrodu i powrót trasa 575 po drugiej stronie Wisły do Nowego Dworu Mazowieckiego.
- przez Nasielsk, do Naruszewa a potem Czerwińsk nad Wisłą i powrót trasą 62 do Nowego Dworu Mazowieckiego.
Wygrała druga opcja, z uwagi na zdecydowanie mniejszy ruch na drogach powiatowych a druga sprawa jakoś mylnie obliczyłem kilometry i wyszło mi, że druga opcja będzie miała mniej kilometrów (chciałem wrócić do domu około godziny 13:00). Pomyliłem się o jakieś 35 km.
Wyjechałem przed godziną siódmą rano. Zdecydowałem się nie wyjeżdżać wcześniej z uwagi na panujący już o tej porze chłód rankiem. Nawet o siódmej szału nie było, termometr wskazywał 11°C.
Tak więc ruszyłem i cieszyłem się, bo wiatr miałem w plecy a on z rana nieźle już pracował. Dzisiejszy wyjazd nazwać mogę wyjazdem kilku wniosków. I pierwszy z nich mogę zamieścić już teraz:
W Polsce wiatr wieje w czterech przypadkach:
a) kiedy ma być ciepło
b) kiedy ma być zimno
c) kiedy ma padać
d) kiedy już padało
Czyli ogólnie wieje zawsze.
Zaczynam kierować się nad Zalew Zegrzyński i za jakąś godzinę zaliczam podjazd za zaporą Dębe. Wiatr nadal współpracuje i będzie dziś tak przez trochę więcej jak połowę wyjazdu. Z zapory kieruję się na Nasielsk, w którym skręcam w drogę nr 571, prowadzącą do Naruszewa. Na odcinku około 30 km mijam na tej drodze chyba ze dwadzieścia tablic informujących o odległości jaka pozostaje do Naruszewa. Myślę sobie, że to pewnie jakieś bardzo ważne miasto, skoro ktoś wpadł na pomysł informowania co 2-4 km ile jeszcze zostało kilometrów do celu. Baaa, myślę sobie, że to nawet bardzo ważne miasto!!
No i wjeżdżam wreszcie do Naruszewa a tam skrzyżowanie i nic więcej. Ręce mi opadły, ale pomyślałem sobie, że gdzieś te parę domów musi być. Skręcałem jednak już w drogę 570 do Czerwińska nad Wisłą, więc Naruszewa nie szukałem.
Po skręcie na Czerwińsk wiatr jeszcze pomaga, czuję jednak, że wzmógł się od rana i powrót będzie fatalny. Nie przewidywałem tylko jak fatalny.
W Czerwińsku mam 100 km i robię pierwszy postój pod sklepem. Nie wiem czy w tych okolicach miasteczka to skrzyżowania, ale w tym przypadku wygląda to tak samo jak w Naruszewie.
Pod sklepem miejscowy kwiat podsklepowy informuje mnie o ilości kilometrów do Nowego Dworu Mazowieckiego. Poza tym opowiadają mi, że szybko zajadę, bo będzie z wiatrem. Niestety nie, teraz będzie centralnie pod wiatr. Po przerwie wjeżdżam na trasę 62 i zaczyna się gehenna, a powiedział bym nawet, że jest totalne upodlenie. Wiatr wieje z prędkością 4-5 m/s a trasa 62 biegnie sobie pomiędzy polami, na których drzewa zapomniały urosnąć. Jestem trochę podłamany, bo do Nowego Dworu jest około 25 km a na trasie hopka za hopką. W tym czasie nasuwa mi się wniosek numer dwa:
- gdybym wiedział, że będzie aż tak piździć, nie pojechałbym.
Cisnę jak mogę, wiatr mnie masakruje, zwalnia jak może. Mijam Zakroczym a potem udaje mi się nie odnaleźć zjazdu do Nowego Dworu Mazowieckiego. Zasuwam zatem przez Pomiechówek, ale wcześniej mijam super projekt naszego regionu, czyli lotnisko w Modlinie, na którym od bodajże 8 miesięcy nic się nie dzieje.
W Pomiechówku mija mnie ogromny peleton, prawdopodobnie Rondo Babka Team. Żaden z kolarzy nie odpowiada na pozdrowienia. No gdzież będą się zniżać do machnięcia ręką takiemu cieniasowi? Uwielbiam takich ludzi.
Jak wspomniałem Nowy Dwór mijam jakoś bokiem i jadę dalej trasą 62 prowadzącą do Serocka. Modlę się abym dał radę dojechać i skręcić wcześniej na rondzie, na Dębe. W tej wiatrowej masakrze nasuwa mi się wniosek numer trzy.
- wszyscy rowerzyści, których mijam, jadą w przeciwnym kierunku. Zatem znikąd pomocy.
Takie życie jak się jeździ solo.
W końcu widzę upragnione rondo i skręcam na Dębe, tam wiatr daje trochę odpocząć. Zostaje mi jeszcze około 40 km do domu. Kiedy mijam już Zalew Zegrzyński, przed Radzyminem skręcam do przydrożnego sklepu, gdzie uzupełniam węglowodany w postaci batonika Snickers i Coca-Coli.
Dojeżdżam do domu totalnie wymordowany, ale w zaraz na mojej gębuchnie pojawia się piękny uśmieszek, bo na obiad będzie super pizza serwowana i przygotowana przez moją Żonę.
Wspomnieć należy o stanie dróg, którymi się dziś poruszałem. Właściwie to wszystkie bardzo dobrze nadają się do jazdy rowerem szosowym. Pomijając oczywiście drogi w okolicy Radzymina czy Wołomina.
Temp: 11-22°C
Wiatr: płn-wsch. 4-5 m/s
Czas: 6:50-14:30
Zdobyte gminy: Joniec, Załuski, Naruszewo, Czerwińsk nad Wisłą, Zakroczym, Nowy Dwór Mazowiecki, Pomiechówek.
I na koniec śmieszne nazwy miejscowości, które mijałem i zapamiętałem: Pierścirogi, Stara Wrona, Wilkowuje.
Kategoria 150-200, Gmina


Dane wyjazdu:
185.94 km 0.00 km teren
06:06 h 30.48 km/h:
Maks. pr.:43.82 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Na Mazury

Środa, 7 sierpnia 2013 • dodano: 09.08.2013 | Komentarze 1

Zaplanowany wyjazd na Mazury dochodzi do skutku. Ja wyjeżdżam rowerem przed godziną piątą rano, żona samochodem godzinkę później. Zaraz za Radzyminem, po około dziesięciu kilometrach, przypomina mi się, że nie zabrałem z domu żadnych pieniędzy, jadę tylko z kartą bankomatową, tak więc w razie potrzeby jakiś zakupów, nie będzie tragedii. Pierwsza godzina, już chyba jak zwykle, ciągnie mi się niemiłosiernie. Startuję jeszcze przy szarówce i temperaturze 17°C. W Beniaminiowie spotykam pierwszego w tym dniu bikera, jadącego w okolice Nowego Dworu Mazowieckiego na jakimś góralu. Zamieniamy kilka słów i ja ruszam troszkę szybciej. Pomimo wczesnej pory wiatr już w robocie. Ale on dziś ma być moim sprzymierzeńcem. Wiem, że ma wiać w ciągu dnia z prędkością do 5 m/s i nie wiem czy zdecydowałbym się na ten wyjazd, gdybym miał z nim walczyć po drodze. Do zjazdu na Maków Mazowiecki dojeżdżam nieźle zmachany, pagórki na obwodnicy Serocka i w drodze do Pułtuska, dają się we znaki. Po mimo wczesnej pory, jedzie też trochę TIR-ów i innych samochodów, które na tej drodze męczą jakoś szczególnie. Za Makowem Mazowiecki zatrzymuję się w tym samym co zawsze zajeździe przydrożnym, na pierwsze śniadanko (właściwie to drugie śniadanie, pierwsze było przed wyjazdem). Krótka przegryzka, popitka i ruszam dalej. Zaczyna się robić coraz cieplej a będzie dziś bardzo gorąco, zresztą jak to w ciągu ostatniego czasu bywało. Mijam Przasnysz i wyznaczam sobie kolejny cel, dojechać do Chorzel. Układam sobie takie plany w głowie, aby łatwiej było mi jechać. O dziwo nie mam dziś żadnego kryzysu i tak pozostaje do końca drogi. Zatrzymuje się jeszcze dwa razy na króciutkie przystanki. Obawiam się, że przed samym Szczytnem droga będzie mi się bardzo dłużyła, ale mija na prawdę bardzo szybko, choć jadę już na oparach swoich napojów. Upał jest już niemiłosierny. Od chwili kiedy ruszyłem, temperatura wzrosła prawie dwukrotnie. Za Szczytne zaczynają się znowu podjazdy i one dają mi już w kość całkiem nieźle. Dojeżdżam wreszcie do zjazdu do naszego domku w miejscowości Marksewo. Tam spotykam dwóch sakwiarzy, jestem jednak tak zmęczony, że nie rozmawiam z nimi. Tylko krótkie pozdrowienie i zjazd z asfaltu. Zostaje 200m do naszej działki. Na miejscu żona uwiecznia szaleńca.

Jestem zadowolony, że udało mi się dojechać.
Temp: 17,5°C-32,5°C
Wiatr: płd-wsch. 2-4m/s
Czas: 4:50-11:17
Zdobyte gminy: Szelków, Maków Mazowiecki, Karniewo, Płoniawy-Bramura, Przasnysz, Krzynowłoga Mała, Chorzele, Wielbark, Szczytno.
Kategoria 150-200, Gmina, Mazury


Dane wyjazdu:
181.26 km 0.00 km teren
06:06 h 29.71 km/h:
Maks. pr.:40.33 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Piątkowy rajd

Piątek, 19 lipca 2013 • dodano: 19.07.2013 | Komentarze 6

Wyjazd dzisiejszy planowałem już od jakiegoś czasu. Chciałem sprawdzić jak będę się czuł na odległościach ponad 150 km a zarazem miałem ochotę na przypomnienie sobie poznawanych wcześniej tras. Na dzisiejszy dzień wziąłem sobie specjalnie wolne w pracy. Jak się okazało, wybrałem najgorszy dzień z możliwych w tygodniu, no ale cóż, co zrobić?
Zastanawiałem się jeszcze wczoraj, o której godzinie wyjechać. Przeglądając prognozy pogody widziałem, że będzie wiało niemiłosiernie (dlatego to najgorszy dzień, wcześniej aż tak nie wiało) a na popołudnie zapowiadano opady deszczu. Zdecydowałem więc, że wyjadę o godzinie piątej rano i zanim cokolwiek napada, to ja już będę w domu. Zdecydowałem się też na taki wariant, gdyż z rana zawsze trochę mniej wieje.
Rano pobudka o godzinie czwartej, śniadanko, wyszykowałem się i wyjazd. Pod wpływem impulsu, a bardziej zerknięcia na termometr za oknem, ubrałem się na krótki rękaw. Szału nie było, bo Sigma wskazywała przez pierwszą godzinę mniej jak 14°C. Tragedii jakiejś też jednak nie było. Marzłem nieraz o wiele gorzej.
Taki dłuższy wyjazd, to zawsze lekka obawa, jak pójdzie, czy sprzęt nie nawali, czy organizm zniesie normalnie trudy wyjazdu? Tym bardziej, że jechałem sam. Nie był to jakiś wielki dystans, ale dla mnie, po takiej przerwie to i tak jest coś dużego.
Czas mija mi dość szybko, drogę umila mi RMF FM. Zanim się spostrzegłem, byłem już na zaporze w Dębem nad Zalewem Zegrzyńskim.

Widok w stronę zalewu

Widok w stronę rzeki Narew
Mijam zaporę i zaczynam podjazd za zaporą. Na górze widać, że nie jestem w najlepszej formie, zasapałem się trochę, a przecież ta górka nie jest jakaś wielka.
Zasuwam dalej na Nasielsk, przed którym skręcam na Pułtusk. W Pułtusku decyduję się wjechać w miasto i poszukać Domu Polonii, ale w końcu jednak odpuszczam i zatrzymuję się na krótkie śniadanko nad Narwią.

Wyłączam GPS-a i posilam się. Trochę źle wybrałem miejsce na odpoczynek, bo za bardzo nie ma gdzie się wysikać. Z pełnym pęcherzem wracam do centrum i przepycham się przez zakorkowane z rana miasto. Po skręcie na Wyszków, trochę jestem zawiedziony, bo jest dość ciasno i jedzie sporo TIR-ów, ale za kilka kilometrów, robi się spokojnie i są momenty, że przez długi czas nic mnie nie mija. Na chwilę się jeszcze zatrzymuję aby załatwić to czego nie mogłem załatwić wcześniej i włączam MP3, bo fale radiowe RMF FM gdzieś zanikły. Muszę to robić bardzo szybko, bo komary wciągają mnie całego do lasu, razem z rowerem. Zdołały nawet użreć mnie poprzez dość grube opaski kompresyjne. W Wyszkowie tak samo ciasno jak i w Pułtusku, nie ładuję się jednak do centrum tylko omijam je elegancko i kieruję się na Łochów. Tutaj już mam boczny wiatr i zaczyna mi trochę przeszkadzać, ale nie ma co narzekać. Na narzekanie przyjdzie dziś jeszcze czas. W Łochowie zatrzymują mnie rogatki, trochę odpoczywają mi nogi. Trasa od Łochowa do skrętu na Jadów w Zawiszynie to najgorszy dziś odcinek. TIR za TIR-em i ogólnie sporo samochodów. Dojeżdżam w końcu do Zawiszyna i tu kończą się przyjemności, dostaję w ryło przepięknym 6 m/s i trochę opadają mi ręce. Mijam Jadów i dojeżdżam do skrętu na Sulejów. Zatrzymuję się na bananka, wcześniej konsumowałem banany i batoniki w drodze, nie zatrzymując się. Wjeżdżam na teren rezerwatu Śliże i cieszy mnie to, bo las osłoni mnie trochę od tego wygwizdowia.

Droga prowadząca poprzez rezerwat
Jadąc przez las mogę trochę odsapnąć. Zaczynam myśleć już o dojechaniu do Poświętnego i marzy mi się zimniuteńki lód. Wiatr i tak masakruje mnie niemiłosiernie. Nogi momentami mi miękną, szczególnie w udach. Łydki mnie nie bolą i nie wiem czy to zasługa opasek kompresyjnych, które zostały mi z biegania, a które to stosuję też na treningach rowerowych? Po woli zbliżam się do Poświętnego, gdzie mini farma wiatrowa odwrócona jest na zachód a łopaty wiatraków dość szybko pracują, tworząc energię.

W końcu jest Poświętne i upragniony lód. Odpoczywamy pod sklepem, który na szczęście dziś jest otwarty.

Cannondale odpoczywa

I ja odpoczywam
Będąc już całkiem na swoich śmieciach, sunę do domu. Jestem zmęczony, bo kilometry od Zawiszyna trochę zmasakrowały mi system. Bardziej się umęczyłem tym odcinkiem niż pozostałą częścią drogi. Końcowa część dzisiejszej wyprawy odbywa się już przy zachmurzonym niebie, gdzieś tam w oddali pewnie czai się deszcz. Ale ja dziś na szczęście jestem przed nim.
A w domu czeka na mnie mała armia moich misiaczków, które wcinam ze smakiem.

Moje miłości :)
Wyjazd dzisiejszy bardzo udany i pozwolił mi stwierdzić, że jestem gotowy na wyjazd na Mazury. Tylko kto za mnie wróci z tych Mazur?
Fotki marne bo z komórki.
Mapki dwie, bo wyłączyłem GPS-a aby oszczędzać. I tak bateria by starczyła, ale...
Temp: 14-26°C
Wiatr: zach. 3-6m/s
Zaliczone gminy: Wieliszew, Serock, Nasielsk, Winnica, Pokrzywnica, Pułtusk. miasto Pułtusk, Zatory, Somianka, Wyszków, miasto Wyszków, Łochów, miasto Łochów,
Czas: 5:00-11:30 (brutto)

Kategoria 150-200, Gmina


Dane wyjazdu:
167.57 km 0.00 km teren
05:28 h 30.65 km/h:
Maks. pr.:41.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Jazda kombinowana

Niedziela, 8 lipca 2012 • dodano: 08.07.2012 | Komentarze 0

Plan był inny, a wyszło zupełnie co innego. Nareszcie da się żyć i jechać normalnie. Temperatura dawała odpocząć, za to wiatr nie bardzo.
Temp: 22-30°C (wskazania na Sigmie)
Wiatr: płd-zach. 1-4m/s
Czas: 5:45-11:40
Trasa: Wołomin-Czarna-Radzymin-Wiktorów-Stary Kraszew-Klembów=-Ostrówek-Tuł-Miąse-Tłuszcz-Wólka Kozłowska-Kozły-Dąbrówka-Guzowatka-Radzymin-Czarna-Wołomin Słoneczna-Majdan-Reczaje Nowe-Poświętne-Papiernia-Stanisławów-Osęczyzna-Stanisławów-Pustelnik-Okuniew-Zabraniec-Krubki Górki-Poświętne-Karolew-Tuł-Ostrówek-Klembów-Stary Kraszew-Czarna-WOłomin Słoneczna-Wołomin

Dzisiejszy dzień zakończył się na bieżni stadionowej:
6 km w czasie 32 minuty
Kategoria 150-200


Dane wyjazdu:
197.08 km 0.00 km teren
06:30 h 30.32 km/h:
Maks. pr.:53.13 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Za wysokie progi, czyli cienki Bolek

Sobota, 23 czerwca 2012 • dodano: 24.06.2012 | Komentarze 6

Planowany od długiego czasu wyjazd wreszcie doszedł do skutku. Rodziło się z bólami i z bólami zakończyło, ale po kolei. Wyjeżdżamy o godzinie 18:00, naszym zamiarem jest zrobienie trzech kółek o długości 220 km. Przeznaczony czas na ten wyczyn to 24 godziny. Po wielu debatach dotyczących tras, decydujemy, że zostajemy na naszych terenach, nie będziemy się wybierać nigdzie w Polskę. Może to był błąd a może dobry pomysł? Kto to wie?
Na początek rusza z nami Tomek Pazio ze Świata Rowerów. Jedzie z nami przez jakieś 70-80 km. Narzuca trochę za mocne tempo, ale nie staramy się go ganiać. Za wiele ogólnie nie pomaga. Przed pierwszym przystankiem, który jest mniej więcej po 100 km wiem, że jest ze mną marnie. Przeżyłem już swój pierwszy kryzys, ale jadę dalej. Na przystanku zjadamy, chwila odsapki i jedziemy dalej. Z każdym kilometrem jest ze mną coraz gorzej. Juz na postoju czułem, że nogi mam takie, jakbym był już po 200 czy 300 km a nie po pierwszej setce. Jak zwykle prognozy pogody naoszukiwały obiecując minimalny wiatr wieczorem i w nocy. Jedna wielka bzdura. Wiatr huczy tak, że jadąc za Piotrkiem, nie słyszę wcale do mnie mówi. Ogólnie nie pomaga to i trzeba się z nim trochę siłować. Po około 150 km jestem zmasakrowany i modlę się aby dojechać tylko do Poświętnego, gdzie o godzinie 24:00 żona Piotrka ma dowieźć jedzenie i cieplejsze ubrania. jest już nieźle chłodno. termometr wskazuje 13°C, ale przy 30 km/h to i tak odczuwa się inaczej. Nie mam siły nawet dawać Piotrkowi zmian i cały wyjazd zaczyna być na jego nogach. Za Jadowem na chwilę odzyskuje animusz i wysuwam się na prowadzenie, jednak siły starcza nie krótko. Czuję się tak jakbym zderzył się z czołgiem, nogi w kolanach mam takie jakby wykręcał mi je reumatyzm. Ogólnie boli mnie wszystko. Po wielkiej męce, dojeżdżamy do Poświętnego, gdzie po chwili przyjeżdża Gosia, żona Piotrka. Jemy posiłek, ale decyduję, że nie dam rady jechać dalej. Zatem decyzja jest taka, że wracamy do domu. Widzę, że Piotrek jest niezadowolony, ale nie dam po prostu rady. Wsiadamy na rowery i wtedy okazuje się, że wystygnięciu, jest nam teraz tak zimno, że ledwo utrzymujemy się na rowerach. Trzęsie mnie całego, latam rowerem chyba po całej jezdni. Po pięciu minutach wraca wszystko do normy. Teraz jedzie mi się trochę lepiej, ale ile czasu minie zanim siły znowu się skończą. Ostateczna decyzja, do domu.
I tak kończą się marzenia dotyczące dłuższych dystansów.
Nie wiem co się ze mną stało. Uważam, że od początku było za mocne tempo. Kolejny błąd to brak postojów. Na 180 km jeden krótki postój to stanowczo za mało. Tak jak tej nocy, czułem się tylko raz, kiedy jechaliśmy trasę do Ciechanowa. Wtedy było nawet chyba trochę lepiej. Dziś było tragicznie.
Kiedy wstałem z wyra o godz. 10:30 wszystko boli mnie nadal. Nasuwa mi się jeszcze jedna myśl, jestem może przetrenowany.
Temp: 23-13°C
Wiatr: zach. 2-3m/s
Czas: 18:00-1:08
Trasa: Wołomin-Czarna-Radzymin-Wiktorów-Stary Kraszew-Klembów-Ostrówek-Karolew-Miąse-Tłuszcz-Wólka Kozłowska-Kozły-Trojany-Dąbrówka-Guzowatka-Zawady-Radzymin-Beniaminów-Białobrzegi-Nieporęt-Wieliszew-Dębe-Jachranka-Zegrze-Nieporęt-Białobrzegi-Rynia-Stare Załubice-Kuligów-SŁopks=Niegów-Kiciny-Obrąb-Mokra Wieś-Jadów-Sulejów-Kury-Grabów-Międzyleś-Poświętne-Nowe Ręczaje-Majdan-Wołomin
Kategoria 150-200


Dane wyjazdu:
174.17 km 0.00 km teren
05:31 h 31.57 km/h:
Maks. pr.:55.45 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Płońsk zdobyty

Niedziela, 28 sierpnia 2011 • dodano: 28.08.2011 | Komentarze 2

Kolejny raz Ciechanów nie doszedł do skutku. Trochę z powodu lenistwa a i trochę z uwagi na niepewną pogodę. Nie wiedziałem co będzie się działo dziś z rana, zapowiadano na noc ulewy i burze. Stwierdziłem, że z rana i tak będzie mokro, więc nie ma sensu zrywać się w niedzielę o 5:30. Popatrzyłem wczoraj wieczorkiem na mapę i wykombinowałem, że można by pojechać przecież do Płońska. Trasę Nasielsk-Nowe Miasto jechałem tylko raz i to w tamtym roku. Można zatem ją sobie przypomnieć. Poza Nowym Miastem, nigdy wcześniej nie byłem. Do Piotrak melduję się troszkę przed dziewiątą. Wiem, że to późna pora jak na ten wyjazd, ale pospać też kiedyś trzeba. Poza tym dziś to ja mam ograniczenia czasowe. Dzisiejsza aura w porównaniu do tego co działo się wczoraj to pikuś. Można powiedzieć, że dziś jest Syberia, termometr pokazuję 18°C. Wiatr ma nas wszystkich w głębokim poważaniu i robi to co umie najlepiej, czyli piździ jak dziki. Poza tym okazuje się, że jest sucho, deszcz popadał może z pięć minut około godziny szóstej rano.
Zaczynamy od trasy nieporęckiej i kierujemy się na Wieliszew a potem niedawno poznanym skrótem na zaporę na Dębe. Wieje prosto w ryło lub trochę z boku. Nie poszalejemy dziś zbytnio, bo zmasakrować sobie nogi nie jest trudno, a jeszcze trzeba wrócić. Z powodu późnej pory, jaką wybraliśmy na wyjazd, nie mam czasu na robienie zdjęć, a byłoby co fotografować. W Nasielsku jest przecież bardzo ładny, neogotycki kościół pod wezwaniem św. Wojciecha, wybudowany w latach 1899-1904. Mijamy go z prawej strony i kierujemy się na Nowe Miasto. Zaraz za Nasielskiem napotykamy pierwsze utrudnienie. Pierwotna droga jest zamknięta z uwagi na budowę jakiegoś wiaduktu i przez pewien odcinek jedziemy "płytówką. Wytrzęsie mnie za wszystkie czasy. Jedziemy i jedziemy a Nowego Miasta nie widać. Byłem pewien, że z Nasielska było bliżej. Wszystko przez ten wiatr, odległości robią się "większe". Mijamy Nowe Miasto i potem cmentarz żołnierzy radzieckich poległych w czasie II wojny światowej, znajdujący się w Bolęcinie. Cmentarz jest ładnie utrzymany, przynajmniej tak wygląda to z drogi. Miejscami droga 632 pozostawia wiele do życzenia, choć zdaję sobie sprawę, że jeździłem gorszymi. Jednak wiatr w twarz i dziury na drodze, zawsze doprowadzają mnie do rozpaczy. Kilometry do Płońska wleką się niemiłosiernie, nogi są już zmęczone. W końcu widzę wiadukt w Płońsku, pod którym przechodzi droga E77 czy tam S7. Rozmyślam czy nie wracać z Płońska na Nowy Dwór Mazowiecki, zawsze to odkrywanie nowych dróg. Stajemy pod jakimś miejskim sklepem, konsumujemy co mamy, robimy zakupy (w sklepie nie ma bananów!!!). Dopytuję się też o drogę na Nowy Dwór Mazowiecki i okazuje się, że właśnie musielibyśmy jechać trasą S7. Zatem nic z tego, nie będziemy ryzykować, nawet nie jestem pewny czy rowery nie mają zakazu ruchu na takiej drodze. Zatem wracamy tą samą drogą. Teraz jednak będzie o wiele lżej, z wiatrem w plecy. Zwiedzanie Płońska oczywiście sobie darowaliśmy, nie ma na to czasu. Może innym razem.
No i faktycznie, teraz to zupełnie inna jazda. Droga mija bardzo szybko. Jednak wiatr odcisnął swoje piętno na nogach i po woli zaczynamy odczuwać trudy jazdy w stronę Płońska. Znowu mijamy Nowe Miasto, Nasielsk i... Dobijamy na zaporę gdzie wykręcamy dzisiejszy max. Wiatr buja rowerem i trochę strach za mocno się rozpędzać. Dyskutujemy, że dziś dwustu nie dalibyśmy rady, ale kto wie. Jednak sprawdzać nie będziemy. Nie tym razem.
Weekend więc się kończy i można powiedzieć, że został spożytkowany rowerowo bardzo solidnie. Oby więcej takich wypadów.
Temp: 18,5-22,5°C
Wiatr: zach. 4-5m/s
Trasa: Wołomin-Kobyłka-Zielonka-trasa nieporęcka-Nieporęt-Wieliszew-Komornica-Dębe-Chrcynno-Nnasielsk-Nowe Miasto-Bolęcin-Strachówko-Płońsk-Starchówko-Bolęcin-Nowe Miasto-NAsielsk-Chrcynno-Dębe-Komornica-Nieporęt-Białobrzegi-Beiniaminów-Radzymin-Czarna-WOłomin Słoneczna-Wołomin
Kategoria 150-200


Dane wyjazdu:
161.95 km 0.00 km teren
04:55 h 32.94 km/h:
Maks. pr.:52.35 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Z nowym zawodnikiem

Poniedziałek, 15 sierpnia 2011 • dodano: 15.08.2011 | Komentarze 1

Wyjazd, który nie doszedł do skutku wczoraj, nastąpił dziś. Nastąpiły też w jego szczegółach kosmetyczne zmiany. Skrócony został dystans i zamiast czterech zawodników, pojechało trzech. W ostatniej chwili Marcin odpuścił. Zatem startujemy we trzech o godzinie ósmej. Pierwsze kilometry nie są zbyt mocne, musimy zobaczyć na co stać Łukasza, który jedzie z nami pierwszy raz. Badanie trwa tak mniej więcej do Zawiszyna, gdzie po skręcie na trasę na Łochów i Wyszków, "lokomotywa" zaczyna nabierać prędkości. Dajemy sobie ładnie zmiany i pracujemy na ładną średnią.

Mijamy Wyszków i rozpędzamy się jeszcze bardziej. W Pułtusku, mój licznik pokazuje średnią 34,1 km/h. Dodam oczywiście, że cały czas jedziemy z boczno-plecowym wiatrem, który pomaga osiągnąć ten fajny wynik. W Pułtusku zatrzymujemy się na pasionek, nie mamy jednak szczęścia, bo sklep, przy którym często stajemy jest nieczynny. Właściciel stwierdził, że w święto odpoczywa. Może i mądre podejście.


Po jedzonku, zaczyna się walka z wiatrem, który według prognoz, w dalszym ciągu nie wieje. Mniej więcej na tym etapie Łukasz zaczyna zgłaszać braki siły, ale dzielnie trzyma się. Odpuszczamy mu dawanie zmian. Zatrzymujemy się też w Winnicy pod sklepem, żeby uzupełnić zapasy i tankujemy Coca Colę. Cola daje nowe siły i niedługo jesteśmy pod Nasielskiem. Kiedy docieramy do zapory w Dębem, wiem, że już nie jest daleko. Wiatr daje w kość całkiem nieźle i starając się trzymać tempo dostajemy mocno "po uszach". Za zaporą skracamy trochę drogę, nową trasą, którą pokazuje nam Łukasz. O wiele szybciej dostajemy się do Wieliszewa. Skrót, którym jedziemy, pozwala ominąć oba ronda prowadzące też na Nowy Dwór Mazowiecki oraz najgorsze odcinki rozwalonej jezdni, które znajdują się w tamtej okolicy. Tutaj też pojawia się niewielki problem, z boku po prawej nadchodzi całkiem groźnie wyglądając granatowa chmura. Zatem trzeba będzie dalej gonić, bo zmoknąć nie zamierzam. Pod Nieporętem z ucieczki nici, wjeżdżamy w korek. Po lawirowaniu między samochodami, skręcamy na Białobrzegi. Tutaj Łukasz mówi, że on zawróci i pojedzie na Marki trasą nieporęcką. Ja nie zamierzam pchać się na tę trasę, bo dziś panuje tam na pewno Sajgon. Łukasz zawraca i dalej jedziemy już we dwóch z Piotrkiem. W Beniaminowie doganiamy jakiegoś bikera na "szosie". który siada nam na koło. Po jakimś czasie on wychodzi na swoją na zmianę, włącza piaty bieg i w tym momencie Piotrek zieleniejąc, stwierdza, że musimy stanąć i odpocząć choć chwilę, co też czynimy. Piotrek skarży się, że prąd mu się skończył i dłużej nie da rady utrzymać mocnego tempa. Zatem zwalniamy i tak docieramy do Radzymina, gdzie czeka nas kolejna niespodzianka. Połowa miasta jest zamknięta z uwagi na odbywający się tam festyn z okazji rocznicy Cudu nad Wisłą. Krążymy uliczkami wśród gąszczu samochodów i przechodniów, szukając jakiegoś normalnego przejazdu. Jeszcze kawałek i już jestem w domu. Piotrek sam musi dojechać jeszcze do Kobyłki.
Ogólnie wyjazd bardzo udany, ładne tempo i wreszcie wyjazd poza nasze wioski, na które już patrzeć za bardzo nie mogę. Jestem też pełen podziwu dla Łukasz, który, mając malutko kaemów w nogach, wytrzymał te trasę. Było fajnie i na pewno należy to powtórzyć. Być może w jeszcze większym gronie.
Temp: 20-29°C
Wiatr: płd-zach.3-4 m/s
Czas: 8:10-13:30
Trasa: Wołomin-Wołomin Słoneczna-Stare Grabie-Karolew-Miąse-Sulejów-Jadów-Zawiszyn-Łochów-Wyszków-Pułtusk-Golądkowo-Winnica-Pniewo-Dębe-Wieliszew-Nieporęt-Białobrzegi-Beniaminów-Radzymin-Czarna-Wołomin Słoneczna-Wołomin
Kategoria 150-200


Dane wyjazdu:
152.52 km 0.00 km teren
04:52 h 31.34 km/h:
Maks. pr.:49.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Czarny

Plan bez planu

Wtorek, 12 lipca 2011 • dodano: 12.07.2011 | Komentarze 3

Ano właśnie, plan dziś był taki, że nie ma planu. Założyłem sobie, że mam jechać a gdzie to wymyślał będę po drodze. Jak zwykle padło na okoliczne wioski, bo jakoś w ciągu normalnego dnia pracy, nie bardzo chciało mi się ładować na ruchliwe trasy. Wyjechałem dziś dość późno, jak na mnie, ale wcześniej musiałem jeszcze doprowadzić do kultury rower, po wczorajszym przejechaniu ulicami Ossowa i Leśniakowizny. No bo mądry Tomuś pojechał tamtędy wczoraj, niedługo po deszczu wiedząc, że tam zawsze jest długo mokro. Więc dziś z rana musiałem poświęcić godzinkę na pucowanie Czarnego. Po zakończeniu "toalety" roweru, posprawdzałem prognozę pogody i zaplanowałem w którą stronę jechać, aby z wiatrem za bardzo nie walczyć. Jakież było moje zdumienie, kiedy na wykresach widać było, że wiatr będzie słabł w ciągu dnia. Z rana dmuchało całkiem nieźle. Postanowiłem dzisiaj też zadebiutować ze słuchawkami na uszach. Wiedząc, że będę kołował parę godzin zdecydowałem, że nudzie mówię stanowcze NIE!! No i wcale nie żałuję, trzeba tylko jeszcze bardziej uważać na to co jest za plecami. A czas milutko płynie. Tak więc jak rzekłem, ruszyłem w objazd wiosek. Nie ważne gdzie, chciałem jechać. Muzyczka motywowała mnie do jazdy.

Po drodze spotkałem w rozlewisku Bugu, pod Kuligowem, łabędzie z młodymi i chciałem to uwiecznić, ale mój super aparat w telefonie nie poradził sobie z odległością. Tak więc łabędzi nie widać. Młode były jeszcze całkiem szare.

Przyglądałem się fotce i przyglądałem, ale raczej ich nie widać. Czas mi dzisiaj szybko uciekał i zanim się obejrzałem, znowu minąłem Jadów i dojechałem do Sulejowa, gdzie w końcu postanowiłem pstryknąć stojący tam kościółek.

Najpierw kościółek a obok dzwonnica

W tym czasie kombinowałem już, jak będę dalej jechał, właściwie którędy. Postanowiłem zawadzić o Stanisławów i nieśmiało planowałem dotrzeć do Warszawy. Jednak trasa Warszawa-Stanisławów jak zwykle zniwelowała wszelkie moje zapędy. Wymordowałem się na niej, aby dotrzeć do Okuniewa i tam skręciłem na Zabraniec. Na jezdni był spory ruch, no i te dziury... Szkoda gadać. Warszawa odeszła w siną dal. W Zabrańcu wykoncypowałem, że jeszcze sobie trochę wydłużę i skręciłem ponownie na Poświętne, przez które już dziś raz przejeżdżałem. Właśnie w Poświętnem, wcześniej zrobiłem sobie przerwę na pasionek i uzupełnienie napojów.
Po dojechaniu do Poświętnego i skręceniu na Wołomin poczułem, że wieje wiatr. Nogi miałem już zmęczone mocnym tempem i odczuwałem głód. Na bananach i słodyczach jest ciężko jechać te kilka godzin. Marzyłem o obiedzie. Sam do siebie gadałem już, bo często zacząłem zwalniać:
Już nie daleko, jedź.
Dotarłem do domu zmęczony i zadowolony. Udało się pogodzie urwać kolejny normalny dzień. A w lipcu tego roku nie jest to proste.
Temp: 18-25°C
Wiatr: płn-zach. 4-3m/s
Czas: 9:05-14:10
Trasa: Wołomin-Wołomin Słoneczna-Czarna-Helenów-Stary Kraszew-Wiktorów-Radzymin-Ruda-Stare Załubice-Kuligów-Ludwinów-Słopsk-Niegów-Obrąb-Mokra Wieś-Jadów-Sulejów-Kury-Miąse-Karolew-Szczepanek-Międzyleś-Poświętne-Turze-Stanisławów-Pustelnik-Michałów-Okuniew-Zabraniec-Krubki Górki-Poświętne-Ręczaje Polskie-Majdan-Wołomin
Kategoria 150-200


Dane wyjazdu:
166.23 km 0.00 km teren
05:28 h 30.41 km/h:
Maks. pr.:40.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Czarny

Ekspansja nowych terenów

Niedziela, 12 czerwca 2011 • dodano: 12.06.2011 | Komentarze 2

Nie mogąc już patrzeć na nasze okoliczne wioski, któregoś dnia zaplanowałem trasę prowadzącą nas na nowe tereny, z zamiarem wprowadzenia jej do użytku w jakiś weekend. Dziś nadarzała się dobra okazja. Moim zamiarem było dojechanie do Nowego Dworu Mazowieckiego a potem jazda wzdłuż Wisły w stronę Wyszogrodu. Umówiliśmy się z Piotrkiem na godzinę siódmą rano.
Z rana zerwałem się z łóżka i nie wiedząc o co chodzi, pomyślałem, że zaspałem. Zanim zorientowałem się, że jest dopiero 5:30, wysłałem już do Piotrka SMSa z informacją aby przyjechał później, bo mnie się zdarzyło przysnąć. Dopiero po chwili zorientowałem się, która naprawdę jest godzina i ile mam jeszcze czasu. Wróciłem więc jeszcze spokojnie do łóżeczka, ale najpierw wysłałem kolejnego SMSa, przyznając się do swojej pomyłki. Kiedy już wstałem o ustalonej porze, patrzyłem przez okno jak wiaterek powiewa sobie na drzewkach, stojących na sąsiedniej posesji. Wiedziałem, że dziś będzie wiało i nie będzie wcale łatwo. Kiedy wyruszyliśmy, wiatr nie był jeszcze dość mocny, ale jak na godziny poranne już i tak przeszkadzał. Dzielnie jednak parliśmy do Nowego Dworu Mazowieckiego. W mieście oczywiście i tak nie wiedzieliśmy, gdzie mamy skręcić, więc musieliśmy dopytać. I tak wyszło inaczej niż planowaliśmy. Jechaliśmy najpierw wzdłuż trasy S7, potem ją przecięliśmy i okazało się, że wjeżdżamy na teren Kampinowskiego Parku Narodowego. Zdziwienie nasze było ogromne, bo przez park cały czas prowadziła asfaltowa droga, z ... ( i tu uwaga) z asfaltowymi!! ścieżkami rowerowymi. Droga była równiutka, jak w normalnym świecie. Jechało się doskonale. Po jakimś czasie spotkaliśmy dwóch rowerzystów, którzy poinformowali nas, że drogą tą dojedziemy do skrzyżowania, które w lewo doprowadzi nas do Leszna, a w prawo do Nowego Dworu Mazowieckiego. Byliśmy zadowoleni, że droga prowadzi cały czas praktycznie przez lasy, bo nie trzeba było użerać się tak z wiatrem. Mijaliśmy miejscowości o fajnie brzmiących nazwach, na przykład Szkoła, Truskawka lub Wiersze. Z wiatrem trzeba było walczyć kiedy dojechaliśmy już do drogi 579 prowadzącej do Nowego Dworu Mazowieckiego, którą to drogą mieliśmy pierwotnie jechać. Dzięki pomyłce przejechaliśmy kawałkiem Kampinosu. Minęliśmy zatem Nowy Dwór Mazowiecki i po woli zbliżaliśmy się do Nieporętu. Nad Zegrzem zrobiliśmy sobie malutki przystanek na jedzonko.


Pasionek nad Zegrzem
Powstał pomysł aby ruszyć jeszcze na Kuligów i objechać znowu kilka naszych okolicznych wiosek. Czasem żałowałem tej decyzji, bo wiatr wymaltretował mi nogi dziś nieźle, ale droga minęła dość szybko i pod koniec wiatr nawet pomagał. Dla mnie dziś było to ważne. Umęczyła mnie ta podróż, ale poznaliśmy nowe tereny i teraz możemy odkrywać dalej.
Temp: 16-25°C (pogoda zmienna dziś była bardzo, na szczęście nie padało)
Wiatr: płn-zach 4-6 m/s
Czas: 7:00-12:50
Taka refleksja z dnia dzisiejszego. Po drugiej stronie Wisły, ludzie mają normalne drogi. Widać ja mieszkam w Polsce B.
Trasa:
Kategoria 150-200


Dane wyjazdu:
174.53 km 0.00 km teren
05:42 h 30.62 km/h:
Maks. pr.:45.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Czarny

Trasa kombinowana

Środa, 8 czerwca 2011 • dodano: 08.06.2011 | Komentarze 7

Przypomniało mi się dziś, że ostatnio, z powodów usterek w Cannondelu nie doszła do skutku wycieczka do Liwu. Postanowiłem znowu odwiedzić tę miejscowość, która leży na granicy dwóch historycznych dzielnic Podlasia i Mazowsza. Granicę tę stanowi rzeka Liwiec. Dziś zebrałem się na wyjazd dość późno stwierdzając, że kiedyś też trzeba spać. Wyjechałem więc dopiero o godzinie siódmej, ale wtedy nie miałem jeszcze w planach takiego dystansu. Od razu na samym początku, zauważyłem, że jakoś mam dziś mało siły, a wiatr nie chciał wcale współpracować i postanowił mi utrudniać jazdę, co doskonale mu wychodziło. W pewnym momencie, chyba za miejscowością Poświętne, zacząłem nawet się zastanawiać czy nie zrezygnować, ale stwierdziłem, że jednak spróbuje się z nim posiłować i dojadę. Kiedy w Stanisławowie skręciłem już na trasę 637, okazało się, że jest tam spory ruch i kiedy odbiłem już na Węgrów, trasę tę wybierało dziś też sporo TIR-ów. Ponadto droga ta jest tak dziurawa, że momentami odechciewa się jazdy. Siłując się z wiatrem i wpadając często w dziury, rozmyślałem, że do Mistrzostw Europy 2012 został równy rok. Jaki to będzie wstyd, kiedy kibice z normalnych i cywilizowanych krajów, zaczną poruszać się po tych koszmarnych drogach. Brak mi już słów, więc może zostawię ten temat.
Naszło mnie dzis na fotografowanie kościołów. Zdjęcia robiłem jak zwykle telefonem, więc nie są szałowe. Pierwszy był kościół w miejscowości Pniewnik.


Kolejną budowlą, którą zauważyłem i postanowiłem uwiecznić był kościół w Liwie. Jest to kościół parafialny św. Leonarda wzniesiony w stylu neogotyckim w latach 1905-1907 według projektu Józefa Piusa Dziekońskiego.

Za chwilę skręciłem w prawo z trasy i moim oczom ukazały się ruiny gotyckiego zamku obronnego książąt mazowieckich wzniesionego przed 1429 r. Później gruntownie przebudowanego w XVI i XVII w., zniszczonego podczas Potopu i wojny północnej. Zachowała się jedynie wieża bramna, część murów okalających i fundamenty Domu Dużego. Zauważyłem informację, że jest on zwany Zamkiem Żółtej Damy, czyli Ludwiki z Szujskich Kuczyńskiej.


Na miejscu, nie wszedłem do muzeum zbrojowni, gdyż było jeszcze nieczynne. Zresztą pewnie moje fundusze, które miałem przeznaczyć na uzupełnianie napojów, nie pozwoliłby na zwiedzanie. Posiedziałem zatem chwilę, posiliłem się i wyruszyłem w powrotną drogę, kombinując gdzie pojadę, kiedy dotrę na swoje tereny. Po drodze minąłem drogowskaz ze śmieszną nazwą miejscowości.

Ci, którzy grywali w gry MMO, będą wiedzieć o co chodzi.
Droga mijała szybko, bo wiatr zlitował się nade mną i współpracował. Kiedy dojeżdżałem już do miejscowości Stanisławów, usłyszałem za sobą jakiś dziwny huk. Nagle wyprzedził mnie dość szerokim łukiem TIR i wtedy zauważyłem, że z jego prawej strony po jezdni ciągnie się jakaś długa blacha, wzniecając snopy iskier i czyniąc ten ogromny huk. Myślę, że kierowca nawet nie wiedział, że coś mu się urwało, nie miałem szans dać mu żadnych znaków. A kiedy pomyślałem sobie, co by było, gdyby ominął mnie tak jak potrafią to TIR-owcy, to mi się włosy zjeżyły na głowie. Nawet nie chcę myśleć. Popatrzyłem w którą stronę skręci i natychmiast zatrzymałem się aby zadzwonić na Policję. Fakt, że nie miałem zbyt wiele informacji o tym pojeździe, ale policjant, z którym rozmawiałem w ogóle nie kojarzył o jakiej drodze ja z nim rozmawiam. Po jakimś czasie, pewnie żeby już mnie zlać, powiedział, że przekaże wiadomość patrolom na trasie.
Ja już beż żadnych przygód dotarłem do Poświętnego, gdzie zrobiłem sobie krótką przerwę na uzupełnienie napojów i jedzonko.
Dalej ruszyłem na swoje stare "śmiecie", rozmyślając jak jechać do domu. Miałem przez jakiś czas chętkę szybko dotrzeć do domku, ale w końcu zacząłem krążyć i kombinować. Pojechałem na Tłuszcz a tam zamiast znowu skręcić w stronę domu, pojechałem prosto do Niegowa. Okazało się, że wcale nie jest tak prosto, bo przejechałem przez okoliczne wsie, min. Głuchy, gdzie urodził się Cyprian Kamil Norwid i w końcu drogą dojazdową, biegnącą wzdłuż trasy E67 prowadzącej do Białegostoku, dostałem się do Niegowa. Tam pstryknąłem kolejną fotkę kościoła.

Kiedy dotarłem do Dąbrówki, miałem dylemat co dalej. Wiatr mnie już nieźle wymęczył i kilometry w nogach też robiły swoje. Postanowiłem jednak, że jeszcze trochę wydłużę i pojechałem na Radzymin. W Dąbrówce też zrobiłem zdjęcie kościoła, ale wsadziłem w obiektyw palucha. Nie nadawało się więc do wklejenia tutaj. Dalsza droga minęła już trochę w mękach, bolały mnie nogi a jechałem już ciągle pod mocny wiatr. Gorąco było niemiłosiernie i wokół zaczęły zbierać się już burzowe chmury. Kiedy wróciłem do domu, to mniej więcej po jakiejś godzinie lunęło. Miałem więc dziś farta.
Temp: 20-27°C
Wiatr: płd-wsch. 4-5m/s
Czas: 7:00-13:00
Mapa:

Kilometraż niezbyt zgadza się z faktycznym z uwagi na to, iż na mapie brak jest niektórych dróg, którymi jechałem i wyrysowałem je po prostu na wprost.
Kategoria 150-200