Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Isgenaroth z miasta Wołomin. Mam przejechane 50117.01 kilometrów w tym 60.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 29.76 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
mapa odwiedzone gminy

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Isgenaroth.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
134.01 km 0.00 km teren
04:24 h 30.46 km/h:
Maks. pr.:40.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Czarny

Tropem wielu rond

Sobota, 25 czerwca 2011 • dodano: 25.06.2011 | Komentarze 1

Spotkaliśmy się wczoraj z Piotrkiem wieczorem i omawiając polityczne aspekty naszych podróży, doszliśmy do wniosku, że zgodnie z hasłem "socjalistyczna młodzież odkrywa nowe tereny", musimy ruszyć gdzieś, gdzie jeszcze nas nie było. Ostro wertowaliśmy mapę i wybór padł na miasto o przepięknie brzmiącej nazwie Wilga. W związku z tym, że to nie za bardzo daleko, umówiliśmy się, że wyruszymy o godzinie dziewiątej. Na dzień dzisiejszy nie zapowiadano zbytnio opadów, jeno miało jak zwykle piździć, zupełnie jak nad morzem i to na samiuśkiej plaży. Trasy nie dało zaplanować, żeby nie ucierpieć od wiatru. Wiadomo było, że powrót będzie jawił się w bólach. No ale cóż, życie jest ciężkie.
Z rana okazało się, że jak na początki kalendarzowego lata, temperatura szału nie robi i jest 15°C. Jeździło się w bardziej ekstremalnych temperaturach, więc wrażenia na mnie nie robiło to żadnego. Założyłem tylko koszulkę z długim rękawem i przed dziewiątą zasuwam do Piotrka. Pakujemy się zaraz na naszych maszyneriach na trasę na Warszawę, gdzie panuje dość spory ruch jak na sobotę i to jeszcze tę, która wypada podczas kolejnego, długiego weekendu. Gdzie Ci ludzie jadą, zamiast siedzieć gdzieś na jakiś wczasach i chlać gorzałę jak na Polaków przystało? Przebijamy się przez obrzeża Warszawy i kierujemy się na Józefów i Otwock. Po drodze mijamy niezliczoną ilość rond, które tworzył jakiś chory architekt, no ale cóż, przecież to tylko Polska. Ronda towarzyszą nam dziś całą drogę, w pewnym momencie przestałem je liczyć. Za Otwockiem wjeżdżamy na drogę powiatową nr 801, prowadzącą do Puław i dzielnie pedałujemy w celu zdobycia wybranego wczoraj miasta. Droga jest całkiem dobra, ma szerokie pobocza, więc nie przeszkadza nam ruch samochodów, który zbyt ogromny nie jest. Jadąc podziwiamy sobie nowe okolice. Wszystko jest ładnie i pięknie do odcinka drogi, który znajduje się kilka kilometrów przed Wilgą. Droga zamienia się w hmmm... no właśnie w co? Doszliśmy do wniosku, że jest to jakaś prowizoryczna droga wybudowana jeszcze przez hitlerowców. Obecnie stwierdzono, że nie warto jej rozwalać i budować nowej, bo ta nowa i tak będzie gorsza. Odcinek bodajże ośmiu kilometrów to koszmar. Ja czegoś takiego jeszcze nie widziałem i nie przeżyłem. Ktoś, kto jest odpowiedzialny za tę drogę (a na pewno takie bydle jest), powinien za karę cztery razy dziennie jeździć tą drogą, na śniadanie, obiad, podwieczorek i kolację. Oczywiście jazda zamiast jedzenie. Droga ta jawi się jeszcze większym koszmarem, bo wiemy przecież, że będziemy nią też wracać. Nie zaplanowaliśmy innej drogi na powrót. Dziś nie ma kołeczka, wracamy tą samą trasą. Po przeżyciu czegoś, czego jeszcze nie przeżyłem, docieramy wreszcie do Wilgi. Z daleka widzę wieżę miejscowego kościoła i to tam kierujemy się na krótki popas. Na przykościelnym parkingu wsuwamy nasze zapasy i omawiamy powrót.

Piotrek kołuje przed jedzeniem

Kościół w Wildze
Po posiłku, niestety trzeba wracać, teraz będzie gorzej bo pod wiatr. No i znowu trzeba przejechać ten kawałek "drogi". Po wyjeździe na trasę 801, dostajemy siedmioma metrami na sekundę w ryło i tak zaczyna się zabawa. Do zabawy po jakimś czasie dołącza jeszcze deszcz, który i tak właściwie był łaskawy bo nie padał za wiele na nas, tylko zmoczył niemiłosiernie drogi przed nami. Właściwie po krótkiej jeździe na zalanej deszczem jezdni, jesteśmy cali mokrzy i brudni. Po mimo tego wszystkiego droga powrotna mija dość szybko. Po drodze zdążymy jeszcze wyschnąć, bo kiedy wjeżdżamy na tereny za Karczewem, okazuje się, że tu jeszcze nie padało a słoneczko osusza na zmoknięte ciuchy. Podsumowując wyjazd, byłby bardzo udany gdyby nie deszcz i koszmarny odcinek drogi przed Wilgą. Piotrek klął na czym świat stoi a przecież to jego rower powinien lepiej znosić takie drogi. Może nie tyle rower, co on sam, bo jego rower lepiej tłumi drgania. Zresztą, nie powiem, ja też trochę pokląłem nasz super kraj. To przecież tylko Polska.
Temp: 15-20°C (częściej chyba te 15 było)
Wiatr: płn-zach. 6-7m/s
Czas: 8:45-13:30
Trasa:
Kategoria 100-150



Komentarze
artd70
| 07:44 poniedziałek, 27 czerwca 2011 | linkuj Warka to też ładna nazwa ;)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!