Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Isgenaroth z miasta Wołomin. Mam przejechane 50117.01 kilometrów w tym 60.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 29.76 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
mapa odwiedzone gminy

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Isgenaroth.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2011

Dystans całkowity:1676.02 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:56:15
Średnia prędkość:29.80 km/h
Maksymalna prędkość:61.30 km/h
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:69.83 km i 2h 20m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
159.52 km 0.00 km teren
05:19 h 30.00 km/h:
Maks. pr.:53.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Czarny

Brak słów

Środa, 6 kwietnia 2011 • dodano: 06.04.2011 | Komentarze 8

Na razie nie mam siły na więcej. Powiem tylko, że w tym kraju to nawet normalnej pogody nie może być.

No dobra czas zacząć... Zaczęło się wszystko od tego, że umówiłem się z Piotrkiem wcześniej, iż od czwartku zaczynamy maraton rowerowy, który trwać będzie do niedzieli. Jak się jednak okazało Piotrek nabrał sobie wolne już od poniedziałku i tak zaczął zasuwać, że mnie się słabo w robocie robiło. W związku z tym postanowiłem skrócić swoje męki i zrobiłem sobie wolne, nie od czwartku a już od środy, czyli od dzisiaj. No bo gdzie będzie biedaczyna sam jeździł. Jeszcze weźmie gdzie zginie i co? To ja zawsze znam drogę, hehe. Musiałem trochę przekonać kolegę do dzisiejszej jazdy, bo po swoich wojażach, miał dziś odpoczywać, ale mój urok osobisty i bajer zadział. Piotrek zgodził się pojechać 150 km. Mądry Tomuś, sugerując się prognozą pogody na Onecie, ułożył trasę przebiegająca przez Pułtusk i Wyszków. W tej wspomnianej prognozie, było napisane, że wiaterek to dziś będzie słabiutki z kierunku zachodniego. No to baaaa, trzeba przyszaleć. O godzinie dziewiątej z rana samego, byłem już u Piotrka pod domem i ruszyliśmy na trasę Nieporęcką, z chęcią dostania się na zaporę Dębe. Wiaterek nie był zbyt mocno i pozwalał na swobodną jazdę. Kiedy dojechaliśmy w okolice Nasielska i skręciliśmy w kierunku Pułtuska, dostaliśmy taki strzał w plegary, że hoho. Szaleństwa Panny Ewy trwały przez cała drogę do Pułtuska a potem do Wyszkowa. Przed Wyszkowem nasi kochani drogowcy dali popis swojej pomysłowości. Na odcinku około dwóch kilometrów zdjęli asfalt i zapomnieli położyć nowy. No bo po co? Niech się plebs nie przyzwyczaja do dobrego. Wytelepało nas niemiłosiernie, ale dotrwaliśmy do Wyszkowa, gdzie trzeba było przebić się przez niewielkie korki. Potem trochę pogubiliśmy się, skręcając na Węgrów zamiast na Mińsk Mazowiecki, ale na szczęście szybko się zorientowałem, że nastąpiła niewielka lipa. Do Zawiszyna wiatr dalej duł w nasze żagle, ale kiedy skręciliśmy na Jadów, dostaliśmy takie uderzenie w ryło, które trwało już do samego Wołomina. Dawno nie przeżyłem takiej masakry. Na zmianę chciało mi się wyć, krzyczeć i płakać. Ostatnie trzydzieści parę kilometrów odebrało radość z całego wyjazdu. Kiedy dojechałem do furtki swojej posesji, miałem chęć ucałować ziemię. Byłem szczęśliwy, że już nie muszę z NIM walczyć.
Temp: 10-14°C
Wiatr: zach. od 3 do 7 m/s
Czas: 8:50-14:30
Wnioski z dzisiejszej jazdy:
- pierwszy zawarłem na samym początku wpisu,
- nie wierzyć prognozie na Onecie.
Trasa: Wołomin-Kobyłka-Marki-Trasa Nieporęcka-Nieporęt-Wieliszew-Dębe-Chrcynno-Pułtusk-Winnica-Golądków-Pułtusk-Wyszków-Łochów-Zawiszyn-Jadów-Sulejów-Miąse-Tuł-Duczki-Wołomin Słoneczna-Wołomin
Kategoria 150-200


Dane wyjazdu:
49.54 km 0.00 km teren
01:40 h 29.72 km/h:
Maks. pr.:41.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Czarny

Ja chcę ciepło

Poniedziałek, 4 kwietnia 2011 • dodano: 04.04.2011 | Komentarze 4

Choć zapowiadano na dzisiejszy dzień deszcz, udało mi się z rana pojechać i nie natknąć się na chociażby pół chmury, z której miałoby padać. Jak zwykle im się pomieszało z tymi prognozami. Kiedy o ósmej rano wyjeżdżałem, było dość chłodno a wiatr był już w robocie i dobrze przykładał się do swoich obowiązków. Traskę ułożyłem sobie tak, aby się z nim nie kłócić.
Za kilka dni będę miał urlop i dni wolne od pracy, uzbiera się tego razem cztery dni. Mam nadzieję wykorzystać to na jakąś konkretną jazdę, aby tylko pogoda pozwoliła. Dziś krótko, bo znowu do pracy na drugą zmianę.
Dziś po drodze zastanawiałem się nad tym, że chyba wolałbym aby był upał. Zdecydowanie lepiej mi się jeździ jak jest gorąco. Czekam na lepsze czasy i doczekać się nie mogę. Ale z drugiej strony co tu wymagać, kiedy jest początek kwietnia?
Trasa: Wołomin-Majdan-Ręczaje Polskie-Poświętne-Międzyleś-Tuł-Ostrówek-Klembów-Stary Kraszew-Czarna-Wołomin Słoneczna-Wołomin
Temp: 6°C
Wiatr: płd-wsch. 4m/s
Czas: 8:00-9:40
Kategoria 0-50


Dane wyjazdu:
42.66 km 0.00 km teren
01:25 h 30.11 km/h:
Maks. pr.:48.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Czarny

Marzenia o ciszy

Niedziela, 3 kwietnia 2011 • dodano: 03.04.2011 | Komentarze 1

Wczoraj, późnym wieczorem, kiedy wyszedłem z pracy i czekałem na autobus, huk przejeżdżających warszawskimi ulicami samochodów, doprowadzał mnie do rozpaczy. Ponadto przez cały dzień w pracy byłem atakowany beznadziejnymi dźwiękami, wydobywającymi się ze sklepowych głośników. Jednym słowem dość huku. Moim marzeniem, był poranny, niedzielny wyjazd, kiedy jest mało samochodów. Mknięcie pomiędzy polami lub szosą prowadzącą przez las i słuchanie ciszy. Kiedy kładłem się wczoraj do spania, nie mogłem się doczekać na ten wyjazd, choć wiedziałem, że nie będzie zbyt długi. Na drugą zmianę do roboty trzeba się wybrać. W niedzielę, nie ma chyba nic gorszego.
Dziś obudziłem się jak zwykle sporo przed budzikiem, poleżałem jeszcze trochę i przed siódmą zebrałem się na śniadanko i wyszykowałem się do wyjścia. Pogoda za oknem zapowiadało się super, choć termometr nie wskazywał jakiś kosmicznych wartości. Zachęcony widokiem czystego nieba, wyszedłem na dwór i wtedy okazało się, że z ciszy nici. Wiatr niestety był już w robocie. Nie był jakiś tam tragiczny, jak przedwczoraj na przykład, ale o tej wymarzonej ciszy mogłem zapomnieć. Przyznam też, że na samym początku, zastanawiałem się czy nie zawrócić się do domu i trochę cieplej się ubrać, ale postanowiłem poczekać na promienie słonka. Gorąco nie było przez całą drogę, ale kiedy się rozgrzałem, wszystko było w porządku. Pomimo gwiżdżącego w uszach wiatru, zadowolony byłem przynajmniej z tego, że w niedzielę o poranku, blachosmrodów jeździ mało. Traska minęła szybko a teraz trzeba do roboty się szykować.
Trasa: Wołomin-Wołomin Słoneczna-Czarna-Stary Kraszew-Klembów-Krusze-Wola Rasztowska-Stary Kraszew-Czarna-Wołomin Słoneczna-Wołomin
Temp: 5-8°C
Wiatr: płd-wsch. 3-4m/s
Czas: 7:55-9:20
Kategoria 0-50


Dane wyjazdu:
115.01 km 0.00 km teren
03:50 h 30.00 km/h:
Maks. pr.:55.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Czarny

Znowu duje, że aż strach...

Piątek, 1 kwietnia 2011 • dodano: 01.04.2011 | Komentarze 8

Kiedy otworzyłem rano oczęta, pierwsze na co zwróciłem uwagę, to wyjący w wywietrzniku pokojowym wiatr. Zerknąłem na zegar, okazało się, że dochodzi czwarta rano.
No i znowu gwiżdże, że aż się odechciewa. To już chyba tak drugi tydzień - machnąłem ręką i westchnąłem teatralnie. Czas wstawać i szykować się do zaplanowanego wyczynu, czyli na jazdę dwunastogodzinną. Zerwałem się szybko i udałem się do kuchni, w celu przygotowania jedzenia na drogę oraz specyfików wzmacniających , czyli izotoników. Właściwie to sam nie wiem, czemu tak bardzo przyspieszyłem ten wyjazd? Planowałem go przecież dopiero na maj czy czerwiec. No, ale jak postanowiłem, to trzeba działać. Walnę ten dystans w Prima Aprilis i mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze – gadałem sam do siebie. Wystroiłem się elegancko, zarzuciłem plecak z bukłakiem na plecy i wyszedłem po rower a następnie stanąłem na ulicy czekając na kolegę Piotrka, który miał mi towarzyszyć w tym rowerowym samobójstwie. Umówieni byliśmy na godzinę piątą, więc Piotrek miał jeszcze chwilę czasu na dojazd. Stojąc na ulicy wsłuchiwałem się w podmuchy wiatru, który wiał w z kierunku zachodniego.
Czyli na początek będzie w plecy. Może w trakcie drogi się zmieni i będzie cały czas sprzyjał - rozmyślałem.
Piąta godzina minęła, kolejne piętnaście minut także a Piotrka nie ma. Napisałem do niego SMS-a ale nie dał odpowiedzi. Nie wiedząc, co się dzieje, wzruszyłem ramionami, wsiadłem na rower i zacząłem jechać. Jednak postanowiłem jeszcze zatelefonować do niego, co uczyniłem trzy razy. Nie odebrał żadnego z połączeń.
No cóż, pewnie zaspał albo zrezygnował – myślałem wsiadając ponownie na rower.
Pierwsze kilometry mijały mi w zupełnej ciszy, samochodów na ulicach było jak na lekarstwo. Popychający mnie wcześniej wiatr, odwrócił się ode mnie i nie wspomagał w rozwijaniu dość dużej prędkości.
I znowu w ryło wieje. A żeby cię szlag trafił ty mendo pierdolona - wyklinałem wiatr, na czym świat stoi.
Kiedy znajdowałem się na prostej prowadzącej wzdłuż brzegu Zalewu Zegrzyńskiego, zobaczyłem jadącego z naprzeciwka rowerzystę. Ubrany był profesjonalnie, pomyślałem zatem, że pewnie też ruszył wcześnie rano na swoją trasę. Z dala widoczny był czerwono-biały kask. Próbowałem dojrzeć, na jakim jedzie rowerze, ale było za daleko. Po pochylonej sylwetce widać było, że jedzie na rowerze szosowym. Im bardziej się do mnie zbliżał, tym bardziej widać było, że rower, na którym pomyka, to szosówka, której raczej przez całe życie sobie nie kupię, bo najzwyczajniej w świecie, nie będzie mnie stać. Jechał na jakimś kosmicznym Specu.
Kiedy zrównaliśmy się, wtedy oniemiałem. Jadący na rowerze koleś, cały czas pedałował, ale nie zmieniał położenie względem mnie. Ja także mocno naciskałem na pedały, a on i tak był cały czas po mojej lewej stronie i nie mijał mnie.
O kurwa, ale czad – wymsknęło mi się. Odwróciłem głowę i patrzyłem się na jego roześmianą gębę.
No to ładnie mnie witasz. Czego tak wybałuszasz te gały? Stało się co? – odezwał się nieznajomy.
Nnnnieee, no nic… Tylko jak ty to robisz? – jąkałem się.
Eeee tam, to nic takiego. Jak ci powiem i tak nie będziesz chciał wierzyć – jeszcze bardziej wyszczerzył zęby w głupawym uśmiechu.
No wal, spróbuje przyjąć do wiadomości to, co powiesz – gadałem do niego cały czas sapiąc i utrzymując średnią prędkość, wiatr mnie uparcie wstrzymywał i musiałem nieźle się napocić.
Nieznajomy zaś, pedałował sobie leciutko, jakby nie czuł w ogóle żadnego ruchu powietrza. Ciągle i tak znajdowaliśmy się koło siebie, jadąc w przeciwnych kierunkach.
Posłuchaj, ja jestem z innej ziemi, tak zwanej Ziemi numer Dwa. Takich Ziemi istnieje jeszcze kilkanaście, przynajmniej ja o tylu wiem – wypowiedział całe zdanie na wdechu, jakby bał się, że przedłużanie wypowiedzi uczyni z niej bardziej niewiarygodną.
Twoja Ziemia nosi numer Jeden. To światy równoległe, słyszałeś coś o takim zjawisku? – spojrzał na mnie zaciekawiony.
Jebnij się pan w łeb – odparowałem.
Słyszałem, może nie tyle słyszałem, co czytałem. W książkach Scence Fiction. Co ty mi wciskasz, jarałeś coś z samego rana?
No to wbij sobie do łba, że to jest prawda. Bo jak chcesz wytłumaczyć to, co dzieje się w chwili obecnej?
Nie wiem – odparłem zrezygnowany.
Więc słuchaj i zamknij się na chwilę - warknął nieznajomy biker.
Pojawiłem się tu u ciebie, właściwie koło ciebie, żeby powiedzieć ci, że bardzo mocno kogoś wkurwiłeś. A jak on się zdenerwował, to ty będziesz teraz cierpiał. Twoje cierpienie objawiać się będzie tym, że będziesz jeździł, a wiatr zawsze będzie wiał ci w ryło – uśmiechnął się nieznacznie.
A kogóż to wkurzyłem panie mądraliński? – spytałem kolegi eeee (no właśnie nie znałem jego imienia).
Ten koleś, który Cię nie lubi, to Naczelnik do spraw Sił Natury. Lekuchno zdenerwował się na Ciebie, przez to, że w kółko klniesz na wiatr. Wyklinając wiatr, obrażasz siły natury, a zarazem jego samego. No i on się zdenerwował, ale i tak potraktował Cię lekutko. Mógł załatwić ci cos innego, na przykład pogadać z Naczelnikiem do spraw Zdrowia z Ziemi Pięć i zorganizować ci jakąś długoterminową kontuzję. Mógł też pogadać z Naczelnikiem do Spraw Przestępczości z Ziemi Siedem sprawić, aby zwyczajnie zniknął ci rower. Znaczy, tak żeby ci go zajebali – znowu wyszczerzył zęby w szczerym uśmiechu.
Na każdej takiej ziemi, jest jakiś NACZELNIK? – spytałem zaciekawiony.
Taaa, na waszej też jest. Naczelnik do Spraw Korupcji – roześmiał się i cieszył michę dość długo.
No to co ja mam teraz zrobić, żeby on się odgniewał i ten wiatr przeniósł na przykład do ciebie? - spytałem zrezygnowany.
Przestań posyłać wiązanki i nie ślij bluzgów. Wiatr czy deszcz zawsze będą i nie zmienisz tego. Albo się do tego przyzwyczaisz albo daj sobie spokój z jeżdżeniem na rowerze.
Słuchając jego wywodu, pstrykałem swoim licznikiem i nagle stwierdziłem, że wskazuje on dystans 290 km. Według mojego zegarka, jechaliśmy już tak jedenaście godzin. Nic z tego nie mogłem zrozumieć.
Spojrzałem ponownie na nieznajomego. W tym momencie wykonał manewr skrętu w prawo i zaczął oddalać się ode mnie.
Pamiętaj co ci powiedziałem, to nie Prima Aprillis – krzyczał z daleka i po chwili zniknął. Rozejrzałem się dookoła i stwierdziłem, że znowu jestem na wysokości Zalewu Zegrzyńskiego, tylko że jadę już w stronę domu. Zostało mi do przejechania jeszcze ze trzydzieści kilometrów. Przygotowywałem się do pokonaniu podjazdu na wiadukcie i mocno szarpnąłem się na rowerze. Z oddali dobiegał jakiś dziwny dźwięk, jakaś melodyjka, muzyczka, nie mogłem dojść, o co chodzi. Dźwięk stawał się coraz bardziej natrętny, w połączeniu z ciągle wiejącym wiatrem, nie dawał chwili wytchnienia.
Co to jest? Co się dzieje? To chyba mój… BUDZIK!! … i wtedy zerwałem się z łóżka. Posiedziałem chwilę i zastanawiać się, co mi się śniło. Przypomniało mi się szybko wszystko.
No kurcze, to był Prima Aprilis, czy nie? Wylazłem z wyra, aby szykować się do kolejnej jazdy na rowerze. Obiecałem sobie, że będę już łaskawy dla wiatru, najwyżej będę słał wiązanki bezosobowo.

Opowiadanie to zostało sprowokowane przez koleżankęCheEvara
Obiecałem Jej, że zamieszczę na blogu informację, czemu wiatr wieje, przeszkadzając w jeździe.
W związku z tym, że tekst zajął mi dziś całkiem sporo, zrezygnuje z normalnego opisu dzisiejszej trasy i zamieszczę tylko mapę przejazdu. Wspomnę też, że Naczelnik ds. Natury jeszcze się na mnie nie odgniewał i wiało dziś z zachodu, całkiem mocno, bo 5m/s. Dało mi nieźle w kość. Jednak nie było tak przez cały czas, więc może mam jeszcze u Niego jakieś szanse.
Temp: 10°C
Czas: 9:30-13:24

Kategoria 100-150