Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Isgenaroth z miasta Wołomin. Mam przejechane 50117.01 kilometrów w tym 60.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 29.76 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
mapa odwiedzone gminy

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Isgenaroth.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2013

Dystans całkowity:1589.13 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:52:51
Średnia prędkość:30.07 km/h
Maksymalna prędkość:47.11 km/h
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:79.46 km i 2h 38m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
234.45 km 0.00 km teren
07:58 h 29.43 km/h:
Maks. pr.:43.04 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Drohiczyn zdobyty, z dedykacją dla Żony

Piątek, 16 sierpnia 2013 • dodano: 16.08.2013 | Komentarze 7

Dlaczego taki tytuł? Za kilka dni minie dwadzieścia lat odkąd mam wspaniałą i kochaną żonę. Bez Niej moje życie pewnie byłoby inne, gorsze... A Ona sama wie dlaczego. I za to wszystko, co przez ten czas dla mnie zrobiła, postanowiłem zrobić jej taką dedykację. Oczywiście na tym przyjemności się nie kończą, ale reszta to już nasza słodka tajemnica.
Pomysł na dzisiejszy wyjazd wziął się z reklamy telewizyjnej, którą widziałem jakiś czas temu. Promowała ona region Podlasia. W trakcie reklamy była mowa między innymi o miasteczko u nazwie Drohiczyn. Ostatnio przeglądając mapę, miejscowość ta wpadła mi w oko i tak zrodził się plan zdobycia Drohiczyna. Jako że udało się dziś załatwić wolne od pracy, postanowiłem zrealizować plan, tak aby mogła powstać właśnie taka dedykacja.
Wyjazd nastąpił przed godzina szóstą rano. Po wyjściu na dwór stwierdziłem, że szału temperaturowego nie ma, wszak termometr wskazywał niecałe 10°C. Na szczęście ubrałem dziś długi rękaw, ale i tak organizm musiał się nieźle napracować, żeby się ogrzewać. Na horyzoncie, w kierunku w którym zamierzałem jechać, majaczyła jakaś bura chmura, ale przecież super synoptycy nie zapowiadali na dziś deszczów, a co najważniejsze dziś miało nie wiać - (bardzo śmieszne). Zasuwam zatem z rana na Jadów i Zawiszyn. Moim pierwszym celem jest Łochów, z którego drogą krajową 62 będę kierował się na Węgrów. Marznę na początku i zaczynają mnie boleć plecy. Nogi też jakieś takie dziwne. Zaczynam się przeklinać w myślach za ostatnie dwa mocne akcenty w treningach. Przecież wiedziałem, ale cóż, głupota nie wybiera.
Docieram do Łochowa i wtedy zaczyna się robić delikatnie cieplej. Martwię się o TIR-y na trasie, wszak to dziś normalny dzień pracy i pojazdy ciężarowe nie mają ograniczeń. Okazuje się, że jednak nie jest tak źle, jest dość luźno. Przed Węgrowem temperatura podnosi się na tyle, że wreszcie zaczynam odczuwać komfort termiczny. Wszelkie bolączki odchodzą. Zapomniałem wspomnieć o wietrze, który przecież dziś miał nie wiać. Może i nie wieje, ale jest dziś z tych, których nienawidzę najbardziej. Drzewa ani drgną a na jezdni ściana, którą trzeba pchać z mozołem. Trasa układa się dziś tak, że wiatr wcale nie będzie ze mną współpracował. Będzie cały czas albo przeciwny, bądź z boku. Po prostu super. No ale przecież sam trasę wymyśliłem. Są momenty, że zaczynam się zastanawiać czy nie zrezygnować z tego Drohiczyna i nie zawrócić w Węgrowie do domu. Moje morale najbardziej podupada, kiedy przed Węgrowem wjeżdżam w strefę ścieżek rowerowych. Oczywiście na jezdni zakaz. Olewam jednak te zakazy jak zwykle. Skręcam w końcu na Sokołów Podlaski, gdzie ciągle są zakazy dla rowerów. W końcu, powodowany trochę strachem, a także dużym ruchem, wjeżdżam na ścieżkę dla rowerów, która wykonana oczywiście jest z kostki. No baaaa,a z czego by innego? Wiadomo jak się po tym jedzie. Po chwili zatrzymuję się i zastanawiam się co dalej robić. Ruch trochę słabnie i to motywuje mnie do dalszej jazdy do Sokołowa Podlaskiego. Ponadto głupio byłoby nie zrealizować zaplanowanego wyjazdu, tym bardziej dedykowanego. Przed Sokołowem Podlaskim doganiam kolarza na Bottecchii. Rower jest starutki. Młody chłopak kręci jakoś tak mizernie, okazuje się, że od Węgrowa jedzie z bólem nogi. Podpytuję się go trochę o drogę i i łatwość przejazdu przez Sokołów Podlaski. Proponuję wspólną jazdę, ale on mówi, że będzie mnie tylko spowalniał i w ten oto sposób dalej kontynuuję samotną jazdę. Znowu mam przemyślanki dotyczące skrócenia dystansu. Przemawiam jednak mojemu leniowi do rozsądku i i ze świadomością czekających mnie jeszcze 40 km, ruszam dalej przed siebie. Wiatr i hopki na drodze męczą całkiem nieźle. Te cztery dychy ciągnie się jakoś i ciągnie. W końcu jest, miasto Drohiczyn. Skręcam do tak zwanego centrum i robię sobie przerwę w okolicach kościoła franciszkanów z 1682 roku pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny.

Obchodzę okoliczne sklepy w poszukiwaniu wody, którą muszę uzupełnić bukłak. Podjadam przygotowane smakołyki i robię sobie przerwę na ławeczce. Na myśl o 120 km czekających mnie na powrocie, trochę opadają mi ręce, ale cóż. Damy radę!!
Wyznaczona przerwa mija szybko. Czas wyruszać z powrotem. Odwracam kierunek i okazuje się, że ten wiatr co dziś przecież nie wieje, dalej nie chce mi pomagać. Na szczęście droga do Sokołowa mija mi jakoś tak bardzo szybko. Hopki i wiatr, który przecież nie wieje masakrują. To ciekawe z tym wiatrem. Jeśli on nie wieje, to co mnie zwalnia na zjazdach? Hmmm...
Od Sokołowa do Węgrowa już blisko. Znowu trzeba wtarabanić się na zakaz. Okazuje się, że aby wydostać się na Warszawę, trzeba pojeździć po mieście jakimś objazdem, który kończy się w miejscowości Krypy. Planuję zrobić kolejny postój w przy Zbrojowni Liw, co też czynię. Zbrojownia przygotowuje się do turnieju rycerskiego, który ma się odbyć w weekend.


A ja przygotowuję się do dalszej jazdy.

Po kolejnej konsumpcji, ruszam dalej. Przede mną wizja podjazdów na trasie Liw-Stanisławów. Już ten pierwszy, chyba najgorszy, doprowadza mnie do rozpaczy. Oczywiście w połączeniu z wiatrem, który jak wiadomo, dziś przecież nie wieje. Walczę z tymi utrudnieniami na drodze i zmierzam w kierunku Stanisławowa. Planuję zrobić jeszcze jeden postój, 15 km przed domem, jak zwykle w miejscowości Poświętne.

Droga przed samym Stanisławowem
Wreszcie docieram umęczony do Stanisławowa, mam już ponad 200 km, ale bliskość domu daje mi siły. Planuję też czym wzmocnię się w Poświętnem. Przerwa w sklepie i zaserwowane wzmocnienia w postaci Coli i Snickersa, dodają trochę sił. Pani sprzedawczyni zapytuje mnie w sklepie ile dziś kilometrów i kiedy jej mówię, to chyba nie bardzo mi wierzy. No bo kto normalny przejedzie tyle na rowerze, hehe?
Ostatnie 15 km, na szczęście w większości przez las, mija dość szybko. Dojeżdżam uchetany do domu.
W drodze nie mogłem skombinować kwiatów dla Żony, więc na razie niech będą takie

Potem postaram się o oryginał.
Czas na podsumowanie, bo strasznie się dziś rozpisałem.
Nie miałem chyba jeszcze takiego wyjazdu, żeby tyle kilometrów przejechać z przeciwnym bądź bocznym wiatrem. Warto jednak było, bo na Podlasiu jeździ się całkiem przyjemnie, oglądając sielskie widoczki.
Choć to dedykacja dla Żony, to nie mogę się jednak powstrzymać.
Serdeczne życzenia dla osoby odpowiedzialnej za prognozę pogody na Meteo.pl Żeby Ci chomik zdechł!!
Temp: 10-32 °C (oczywiście w słońcu)
Wiatr ten co nie wiał: płd-wsch. podobno 2m/s (tylko skąd te gwizdy w uszach?)
Czas: 5:50-14:40
Dziś nie ma śladu GPS, bo zegarek nie wytrzymuje takiego czasu pracy, znaczy jego bateria oczywiście. Osiem godzin i kuniec. Tu było razem 9 z odpoczynkami, więc nie było sensu.
Zdobyte gminy: Węgrów, Sokołów Podlaski, Repki, Drohiczyn.
Kategoria 200-250, Gmina


Dane wyjazdu:
69.09 km 0.00 km teren
02:15 h 30.71 km/h:
Maks. pr.:39.94 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

W dzień Cudu nad Wisłą

Czwartek, 15 sierpnia 2013 • dodano: 15.08.2013 | Komentarze 6

Gdyby wszystko poukładało się inaczej, dziś miał być dzień, w którym miałem zadebiutować w półmaratonie odbywającym się co roku na trasie Ossów-Radzymin w dzień Cudu nad Wisłą. Niestety, wszystko się pozmieniało i dziś zamiast biegać siłowałem się z wiatrem na rowerze. Wiatr poczyna sobie nadzwyczaj wspaniale, momentami czułem się jak nad morzem. Mam tylko nadzieje, że do jutra przestanie wiać tak mocno, bo inaczej marnie widzę swój wyjazd.
Temp: 20-23 °C
Wiatr: zach. 5 m/s
Czas: 9:00-10:20
Kategoria 50-100


Dane wyjazdu:
32.69 km 0.00 km teren
01:01 h 32.15 km/h:
Maks. pr.:42.07 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Pościgać się z wiatrem

Środa, 14 sierpnia 2013 • dodano: 14.08.2013 | Komentarze 0

Miałem zrobić jeszcze dziś dzień wolnego, ale skusiłem się na wyjazd i postanowiłem pomocować się z wiatrem. Jadąc z wiatrem w plecy wcale mocno nie jechałem, dopiero w powrotną stronę, kiedy musiałem się z nim już "spierać" dopiero przycisnąłem.
Rozruszałem trochę mięśnie, momentami aż bolało.
Teraz nadchodzi kolejny przedłużony weekend. Wziąłem sobie kolejne wolne na piątek i jeśli tylko pogoda pozwoli, to będzie pewnie wtedy coś większego. Na razie szaa...
Temp: 20 °C
Wiatr: zach. 5-6 m/s
Czas: 16:08-17:10
Kategoria 0-50


Dane wyjazdu:
42.25 km 0.00 km teren
01:23 h 30.54 km/h:
Maks. pr.:39.94 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Małe chęci

Poniedziałek, 12 sierpnia 2013 • dodano: 12.08.2013 | Komentarze 0

Pierwszy dzień po urlopie nie należy raczej do udanych. Trzeba było wrócić do roboty i znowu siedzieć w tej norze bez światła przez cały dzień. Po ostatnich intensywnie spędzonych dwóch tygodniach, siedzenie w jednym miejscu i bez widoku na słońce było nużące. Bardziej zmęczyłem się chyba tym przymusowym "więzieniem" niż pracą fizyczną.
Tak więc po pracy jakoś miałem małe chęci na trening. Zastanawiałem się nad wyjazdem, ale w końcu zdecydowałem się coś tam pokręcić i tak wyszło 4 dyszki.
Wiatr dalej osłabia.
Czas: 16:10-17:35
Temp: 25°C
Wiatr: płd-zach. 3 m/s
Kategoria 0-50


Dane wyjazdu:
116.95 km 0.00 km teren
03:48 h 30.78 km/h:
Maks. pr.:45.95 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Po dziurę na mapie

Niedziela, 11 sierpnia 2013 • dodano: 11.08.2013 | Komentarze 0

Miał to być spokojny, niedzielny wyjazd w celu zaliczenia ziejącej dziurą na mojej skromnej mapie, gminy Strachówka. Choć nie lubię trasy Mińsk Mazowiecki-Ostrów Mazowiecka, to zdecydowałem się dzisiaj na przejechanie tego odcinka od Stanisławowa do Zawiszyna (w tym przypadku w odwrotną stronę), z uwagi na brak TIR-ów, wszak to przecież niedziela, a w tym dniu świętym TIR-y mają na szczęście zakaz. Szkoda, że tylko w trakcie wakacji.
Wyruszam sobie przed godziną dziewiątą. Dziś brak upałów, nareszcie da się jechać w miarę normalnie, no i nie pada. Wiatr jednak pamięta o swojej robocie, choć na początku, według ułożonego planu współpracuje ze mną. Mnie włącza się fantazja ułańska i z tym wiatrem nieźle sobie razem poczynamy, kręcę momentami ponad 40 km/h. Wiadomo, zemści się to potem, nogi zmęczone gorzej będą sobie radzić z wiatrem, z którym przyjdzie mi walczyć od skrętu na Stanisławów w Zawiszynie. I normalnie jakbym wróżką był. W Zawiszynie zaczyna się koszmar dzisiejszej jazdy, wiatr zaczyna odbierać z nawiązką to co dał do tej pory. Choć na trasie nie ma TIR-ów, ruch zwykłych pojazdów też niezbyt wielki, to wiatr doprowadza mnie tam do rozpaczy. Wyczekuję momentów, kiedy las trochę osłania jezdnię, wtedy mogę trochę odpocząć. Kiedy dojeżdżam do Stanisławowa, nogi trochę odmawiają posłuszeństwa. Zmuszam je do kręcenia, gdyż zatrzymać się planuję dopiero w Poświętnem, gdzie w końcu staję na upragniony odpoczynek i zatankowanie napojów. Pije też Colę i ruszam na te ostatnie 15 km, na szczęście biegnące w większej części przez las. Tym sposobem, po ciężkim boju dziura na mapie została uzupełniona, a ja ujechałem się chyba o wiele gorzej niż w drodze na Mazury.
Urlop rozpoczął się setką a także setką zakończył. A od jutra do roboty !!
Czas: 8:55-12:50
Temp: 20-23°C
Wiatr: zach. 3-5m/s
Zdobyte gminy: Strachówka
Kategoria 100-150, Gmina


Dane wyjazdu:
60.64 km 0.00 km teren
02:04 h 29.34 km/h:
Maks. pr.:47.11 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

W Krainie Pagórów cz. II

Czwartek, 8 sierpnia 2013 • dodano: 09.08.2013 | Komentarze 2

Po przestudiowaniu prognoz pogody, podjęta zostaje decyzja o tym aby wrócić do domu samochodem. Na piątek zapowiadane są deszcze i burze, więc nie ma się co wygłupiać. Dlatego też ruszam w tym dniu na kolejne zwiedzanie. Żałuję też, że wcześniej odwołałem wspólny wypad z Dodoelk z Ełku. No ale cóż, będzie kolejna okazja żeby przyjechać.
Tym razem wybieram się po południu, na zwiedzane kilka lat temu tereny, prowadzące przy starej trasie do Mrągowa. Po kilku kilometrach zaczynam przeklinać tę drogę. Jest dziurawa i trzęsie na niej cały czas niemiłosiernie. Mój plan jest zupełnie inny niżeli ten, który zaczyna się realizować. Ruszam na tę trasę bez obejrzenia mapy i wyobrażam sobie, że wyjadę w zupełnie innym miejscu, niż wyjeżdżam, w drodze powrotnej do domku. Ale po kolei. Na tej trasce pagórów też sporo i na niektóre podjeżdżam już na sztywnych nogach. Czuję już kilometry w mięśniach a poranna wycieczka też zrobiła swoje. Człowiek nieprzygotowany do jazdy po takim terenie. W Wołominie i okolicach tylko płaskie i płaskie. Po godzinie jazdy orientuję się, że za mną zaczyna robić się ciemno, idzie burza. Nie wiem za bardzo jak będzie układała mi się trasa, nie pamiętam zbytnio terenu, więc nie mogę ustalić jak mam się ścigać z burzą. Wiem tylko, że kieruję się najpierw na Mrągowo, potem na Piecki. A Piecki mylą mi się Babietami, gdzie znajdują się opisywane dziś wcześniej te dwa podjazdy. Docieram wreszcie do Piecków, choć zaczynałem się martwić, że zbłądziłem. Wtedy orientuję się, że jestem sporo dalej od domu, niż to sobie wyobrażałem. Burza jednak mija mnie bokiem i z tą świadomością jest mi łatwiej pokonywać te kilometry. Po pewnym czasie dojeżdżam do miejsca, o którym myślałem, czyli Babięt i zaczyna wdrapywać się na te 8%. Z 9% w te stronę zjeżdżałem. Nogi sztywne i jest bardzo ciężko. Udaje się jednak i potem zostaje już tylko trochę górek wśród mazurskich lasów. Do domku dojeżdżam nieźle już wypompowany. Teraz zostaje rozmontować Cannondale'a i upchnąć go do naszego Matizka. Nie jest to wcale trudne, myślałem, że będzie gorzej.
Takie wyjazdy tak bardzo odmieniają, aż chcę się jeździć i człowiek żwawiej przystępuje do treningów.
Temp: 32-30 °C
Wiatr: płd-wsch. 3-4m/s
Czas: 16:35-18:40
Zaliczone gminy: Dźwierzuty, Sorkwity.
Kategoria 50-100, Gmina, Mazury


Dane wyjazdu:
78.71 km 0.00 km teren
02:37 h 30.08 km/h:
Maks. pr.:47.11 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Jak to zwykła mawiać Eliza, w Krainie Pagórów cz. I

Czwartek, 8 sierpnia 2013 • dodano: 09.08.2013 | Komentarze 3

Nogi po wczorajszym dojeździe na Mazury odpoczęły więc można ruszyć na eksplorację terenów. Nie zamierzam mocno się męczyć, bo wiem że w piątek, czyli kolejnego dnia, czeka mnie powrót do Wołomina, czyli kolejne prawie 190 km. Wyjeżdżam sobie o ósmej rano i na drogach w mazurskich lasach panuje cisza i prawie kompletny bezruch. Od czasu do czasu mija mnie jakiś samochód. Aż serce rwie się do jazdy. Tutaj nie ma nudy, tutaj są widoki i te tytułowe pagóry. Człowiek ani chwili się nudzi. Cały czas jest co podziwiać no i i zmieniać przełożenia. Tutaj nie da się objechać trasy na jednej i tej samej przerzutce. Choć jeździłem już większością zaplanowanej na dziś trasy, to pierwsze moje zdziwienie wywołują dwa podjazdy, przy których stoją znaki 8% i 9%. Nogi odpoczęły, więc na razie nie stanowią one problemu. Jednak przyjdzie pora jeszcze na nie dziś ponarzekać. Kieruję się na Mrągowo, a potem odbijam w prawo na Ruciane Nida. W dalszym ciągu cisza i spokój. I tylko podjazd i zjazd, podjazd i zjazd i w ten sposób mija czas na tej super wycieczce. W pewnym momencie dojeżdża za moje plecy TIR, po chwili zaczyna mnie wyprzedzać i nabierać prędkości. Nie widzi chyba jadącego przed mną kolejnego rowerzysty, bo nagle zaczyna gwałtownie hamować i chyba tylko cudem nie zmiata go z drogi. Pisk i smród spalonej gumy niosą się po lesie. Rowerzysta ucieka na pobocze i na szczęście się nie wywraca. To jedyny przykry incydent, który napotyka mnie dziś na drodze. Poza tym aż chce się żyć. Jazda takimi drogami, którymi dziś się poruszam to sama czysta przyjemność. Do domku wracam już przy niezłym upale. Osiem dyszek wykręcone.
Temp: 25-32 °C
Wiatr: płd-wsch. 2-4m/s
Czas: 8:00-10:40
Zaliczone gminy: Świętajno, Piecki, Ruciane Nida.
Kategoria Gmina, Mazury, 50-100


Dane wyjazdu:
185.94 km 0.00 km teren
06:06 h 30.48 km/h:
Maks. pr.:43.82 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Na Mazury

Środa, 7 sierpnia 2013 • dodano: 09.08.2013 | Komentarze 1

Zaplanowany wyjazd na Mazury dochodzi do skutku. Ja wyjeżdżam rowerem przed godziną piątą rano, żona samochodem godzinkę później. Zaraz za Radzyminem, po około dziesięciu kilometrach, przypomina mi się, że nie zabrałem z domu żadnych pieniędzy, jadę tylko z kartą bankomatową, tak więc w razie potrzeby jakiś zakupów, nie będzie tragedii. Pierwsza godzina, już chyba jak zwykle, ciągnie mi się niemiłosiernie. Startuję jeszcze przy szarówce i temperaturze 17°C. W Beniaminiowie spotykam pierwszego w tym dniu bikera, jadącego w okolice Nowego Dworu Mazowieckiego na jakimś góralu. Zamieniamy kilka słów i ja ruszam troszkę szybciej. Pomimo wczesnej pory wiatr już w robocie. Ale on dziś ma być moim sprzymierzeńcem. Wiem, że ma wiać w ciągu dnia z prędkością do 5 m/s i nie wiem czy zdecydowałbym się na ten wyjazd, gdybym miał z nim walczyć po drodze. Do zjazdu na Maków Mazowiecki dojeżdżam nieźle zmachany, pagórki na obwodnicy Serocka i w drodze do Pułtuska, dają się we znaki. Po mimo wczesnej pory, jedzie też trochę TIR-ów i innych samochodów, które na tej drodze męczą jakoś szczególnie. Za Makowem Mazowiecki zatrzymuję się w tym samym co zawsze zajeździe przydrożnym, na pierwsze śniadanko (właściwie to drugie śniadanie, pierwsze było przed wyjazdem). Krótka przegryzka, popitka i ruszam dalej. Zaczyna się robić coraz cieplej a będzie dziś bardzo gorąco, zresztą jak to w ciągu ostatniego czasu bywało. Mijam Przasnysz i wyznaczam sobie kolejny cel, dojechać do Chorzel. Układam sobie takie plany w głowie, aby łatwiej było mi jechać. O dziwo nie mam dziś żadnego kryzysu i tak pozostaje do końca drogi. Zatrzymuje się jeszcze dwa razy na króciutkie przystanki. Obawiam się, że przed samym Szczytnem droga będzie mi się bardzo dłużyła, ale mija na prawdę bardzo szybko, choć jadę już na oparach swoich napojów. Upał jest już niemiłosierny. Od chwili kiedy ruszyłem, temperatura wzrosła prawie dwukrotnie. Za Szczytne zaczynają się znowu podjazdy i one dają mi już w kość całkiem nieźle. Dojeżdżam wreszcie do zjazdu do naszego domku w miejscowości Marksewo. Tam spotykam dwóch sakwiarzy, jestem jednak tak zmęczony, że nie rozmawiam z nimi. Tylko krótkie pozdrowienie i zjazd z asfaltu. Zostaje 200m do naszej działki. Na miejscu żona uwiecznia szaleńca.

Jestem zadowolony, że udało mi się dojechać.
Temp: 17,5°C-32,5°C
Wiatr: płd-wsch. 2-4m/s
Czas: 4:50-11:17
Zdobyte gminy: Szelków, Maków Mazowiecki, Karniewo, Płoniawy-Bramura, Przasnysz, Krzynowłoga Mała, Chorzele, Wielbark, Szczytno.
Kategoria 150-200, Gmina, Mazury


Dane wyjazdu:
37.97 km 0.00 km teren
01:14 h 30.79 km/h:
Maks. pr.:35.48 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Przed wyjazdem na Mazury

Wtorek, 6 sierpnia 2013 • dodano: 06.08.2013 | Komentarze 0

Wyjechałem trochę poruszać nogami przed jutrzejszym wyjazdem na Mazury. Wyjazd, choć krótki, to tym razem będzie z rowerem. Nie wiem jak to zrobię, ale zamierzam wyjechać jutro, czyli w środę, czwartek coś pokręcić na miejscu i w piątek wrócić. Czyli obliczam się na jakieś prawie 550 km w trzy dni. Zobaczymy jak wyjdzie. Trochę martwi mnie ten wiatr, ale w dłuższej części trasy powinien raczej pomagać.
Temp: 31°C
Wiatr: płd-wsch. 4m/s
Czas: 16:00-17:15
Kategoria 0-50


Dane wyjazdu:
65.28 km 0.00 km teren
02:06 h 31.09 km/h:
Maks. pr.:41.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Trochę o urlopie i powyjazdowy rozruch

Poniedziałek, 5 sierpnia 2013 • dodano: 05.08.2013 | Komentarze 0

To co dobre, zawsze szybko się kończy. W dniu 28 lipca 2013r wyjechałem wraz z żoną na upragniony urlop do miejscowości Karpacz na przepięknym Dolnym Śląsku. Choć urlop nie był rowerowy, to i tak był bardzo intensywny. W ciągu tych kilku dni zrobiliśmy tyle kilometrów, że pod koniec łapały mnie już skurcze. Zwiedzaliśmy intensywnie, dwa razy w ciągu tego czasu weszliśmy na Śnieżkę i dwa razy z niej zeszliśmy, bez pomocy wyciągów.
Urlop rozpoczął się dość ekstremalnie, czyli zjazdem na tyrolce ze skoczni Orlik o punkcie K 85m.


Tak jak wspomniałem wcześniej, byliśmy dwa razy na Śnieżce. Pierwsze podejście wyglądało tak.

Na szczycie było około 10°C, góra była cała w chmurach a wiatr wiał taki, ze trzeba nieźle się trzymać.
Ze względu na brak widoków, żona postanowiła, że wejdziemy tam jeszcze raz, co uczyniliśmy. W trakcie drugiego podejścia, okazało się, że na górze odbywają się mistrzostwa świata w biegach górskich na dystansie 42 km. Przy panujących ekstremalnych temperaturach, biegacze musieli bardzo się natrudzić.


Po kibicowaniu, weszliśmy w końcu na Śnieżkę i tym razem było co podziwiać.

Droga powrotna bardzo męcząca a po zejściu, przy skoczni Orlik w Karpaczu trwa maraton szosowy Liczyrzepy z podjazdem na osławiona Ścianę Płaczu.

I tutaj także temperatura panuje ekstremalna i zawodnicy nieźle muszą się namęczyć aby pokonać swoje słabości.


Może to tyle o urlopie. Jeszcze raz dodam, że po mimo braku roweru, spędziliśmy go bardzo intensywnie.
Przez te kilka dni napatrzyłem się tam na szosowców mknących z górek albo wpinających się mozolnie na podjazdy. Dziś, po mimo spędzenia w samochodzie podczas powrotu ośmiu godzin, trochę odpocząłem i poszedłem na trening.
Na sam początek nogi miękły i brakowało sił. Rozkręciłem się po około trzydziestu kilometrach. Wiatr utrudniał dziś żywot dość mocno. Choć drzewa ani drgnęły, na jezdni pchałem ścianę.
Jak na tygodniową przerwę, było dziś dość intensywnie.
Moja lewa noga przeszła w górach szkołę życia i teraz zobaczymy jak będzie reagowała na cięższe treningi.
Temp: 32-29 °C
Wiatr: płn-wsch. 4m/s
Czas: 15:50-18:00
Kategoria 50-100