Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Isgenaroth z miasta Wołomin. Mam przejechane 50117.01 kilometrów w tym 60.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 29.76 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
mapa odwiedzone gminy

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Isgenaroth.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Mazury

Dystans całkowity:1721.12 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:58:47
Średnia prędkość:29.28 km/h
Maksymalna prędkość:47.11 km/h
Suma podjazdów:440 m
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:95.62 km i 3h 15m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
78.71 km 0.00 km teren
02:37 h 30.08 km/h:
Maks. pr.:47.11 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Jak to zwykła mawiać Eliza, w Krainie Pagórów cz. I

Czwartek, 8 sierpnia 2013 • dodano: 09.08.2013 | Komentarze 3

Nogi po wczorajszym dojeździe na Mazury odpoczęły więc można ruszyć na eksplorację terenów. Nie zamierzam mocno się męczyć, bo wiem że w piątek, czyli kolejnego dnia, czeka mnie powrót do Wołomina, czyli kolejne prawie 190 km. Wyjeżdżam sobie o ósmej rano i na drogach w mazurskich lasach panuje cisza i prawie kompletny bezruch. Od czasu do czasu mija mnie jakiś samochód. Aż serce rwie się do jazdy. Tutaj nie ma nudy, tutaj są widoki i te tytułowe pagóry. Człowiek ani chwili się nudzi. Cały czas jest co podziwiać no i i zmieniać przełożenia. Tutaj nie da się objechać trasy na jednej i tej samej przerzutce. Choć jeździłem już większością zaplanowanej na dziś trasy, to pierwsze moje zdziwienie wywołują dwa podjazdy, przy których stoją znaki 8% i 9%. Nogi odpoczęły, więc na razie nie stanowią one problemu. Jednak przyjdzie pora jeszcze na nie dziś ponarzekać. Kieruję się na Mrągowo, a potem odbijam w prawo na Ruciane Nida. W dalszym ciągu cisza i spokój. I tylko podjazd i zjazd, podjazd i zjazd i w ten sposób mija czas na tej super wycieczce. W pewnym momencie dojeżdża za moje plecy TIR, po chwili zaczyna mnie wyprzedzać i nabierać prędkości. Nie widzi chyba jadącego przed mną kolejnego rowerzysty, bo nagle zaczyna gwałtownie hamować i chyba tylko cudem nie zmiata go z drogi. Pisk i smród spalonej gumy niosą się po lesie. Rowerzysta ucieka na pobocze i na szczęście się nie wywraca. To jedyny przykry incydent, który napotyka mnie dziś na drodze. Poza tym aż chce się żyć. Jazda takimi drogami, którymi dziś się poruszam to sama czysta przyjemność. Do domku wracam już przy niezłym upale. Osiem dyszek wykręcone.
Temp: 25-32 °C
Wiatr: płd-wsch. 2-4m/s
Czas: 8:00-10:40
Zaliczone gminy: Świętajno, Piecki, Ruciane Nida.
Kategoria Gmina, Mazury, 50-100


Dane wyjazdu:
60.64 km 0.00 km teren
02:04 h 29.34 km/h:
Maks. pr.:47.11 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

W Krainie Pagórów cz. II

Czwartek, 8 sierpnia 2013 • dodano: 09.08.2013 | Komentarze 2

Po przestudiowaniu prognoz pogody, podjęta zostaje decyzja o tym aby wrócić do domu samochodem. Na piątek zapowiadane są deszcze i burze, więc nie ma się co wygłupiać. Dlatego też ruszam w tym dniu na kolejne zwiedzanie. Żałuję też, że wcześniej odwołałem wspólny wypad z Dodoelk z Ełku. No ale cóż, będzie kolejna okazja żeby przyjechać.
Tym razem wybieram się po południu, na zwiedzane kilka lat temu tereny, prowadzące przy starej trasie do Mrągowa. Po kilku kilometrach zaczynam przeklinać tę drogę. Jest dziurawa i trzęsie na niej cały czas niemiłosiernie. Mój plan jest zupełnie inny niżeli ten, który zaczyna się realizować. Ruszam na tę trasę bez obejrzenia mapy i wyobrażam sobie, że wyjadę w zupełnie innym miejscu, niż wyjeżdżam, w drodze powrotnej do domku. Ale po kolei. Na tej trasce pagórów też sporo i na niektóre podjeżdżam już na sztywnych nogach. Czuję już kilometry w mięśniach a poranna wycieczka też zrobiła swoje. Człowiek nieprzygotowany do jazdy po takim terenie. W Wołominie i okolicach tylko płaskie i płaskie. Po godzinie jazdy orientuję się, że za mną zaczyna robić się ciemno, idzie burza. Nie wiem za bardzo jak będzie układała mi się trasa, nie pamiętam zbytnio terenu, więc nie mogę ustalić jak mam się ścigać z burzą. Wiem tylko, że kieruję się najpierw na Mrągowo, potem na Piecki. A Piecki mylą mi się Babietami, gdzie znajdują się opisywane dziś wcześniej te dwa podjazdy. Docieram wreszcie do Piecków, choć zaczynałem się martwić, że zbłądziłem. Wtedy orientuję się, że jestem sporo dalej od domu, niż to sobie wyobrażałem. Burza jednak mija mnie bokiem i z tą świadomością jest mi łatwiej pokonywać te kilometry. Po pewnym czasie dojeżdżam do miejsca, o którym myślałem, czyli Babięt i zaczyna wdrapywać się na te 8%. Z 9% w te stronę zjeżdżałem. Nogi sztywne i jest bardzo ciężko. Udaje się jednak i potem zostaje już tylko trochę górek wśród mazurskich lasów. Do domku dojeżdżam nieźle już wypompowany. Teraz zostaje rozmontować Cannondale'a i upchnąć go do naszego Matizka. Nie jest to wcale trudne, myślałem, że będzie gorzej.
Takie wyjazdy tak bardzo odmieniają, aż chcę się jeździć i człowiek żwawiej przystępuje do treningów.
Temp: 32-30 °C
Wiatr: płd-wsch. 3-4m/s
Czas: 16:35-18:40
Zaliczone gminy: Dźwierzuty, Sorkwity.
Kategoria 50-100, Gmina, Mazury


Dane wyjazdu:
185.94 km 0.00 km teren
06:06 h 30.48 km/h:
Maks. pr.:43.82 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Na Mazury

Środa, 7 sierpnia 2013 • dodano: 09.08.2013 | Komentarze 1

Zaplanowany wyjazd na Mazury dochodzi do skutku. Ja wyjeżdżam rowerem przed godziną piątą rano, żona samochodem godzinkę później. Zaraz za Radzyminem, po około dziesięciu kilometrach, przypomina mi się, że nie zabrałem z domu żadnych pieniędzy, jadę tylko z kartą bankomatową, tak więc w razie potrzeby jakiś zakupów, nie będzie tragedii. Pierwsza godzina, już chyba jak zwykle, ciągnie mi się niemiłosiernie. Startuję jeszcze przy szarówce i temperaturze 17°C. W Beniaminiowie spotykam pierwszego w tym dniu bikera, jadącego w okolice Nowego Dworu Mazowieckiego na jakimś góralu. Zamieniamy kilka słów i ja ruszam troszkę szybciej. Pomimo wczesnej pory wiatr już w robocie. Ale on dziś ma być moim sprzymierzeńcem. Wiem, że ma wiać w ciągu dnia z prędkością do 5 m/s i nie wiem czy zdecydowałbym się na ten wyjazd, gdybym miał z nim walczyć po drodze. Do zjazdu na Maków Mazowiecki dojeżdżam nieźle zmachany, pagórki na obwodnicy Serocka i w drodze do Pułtuska, dają się we znaki. Po mimo wczesnej pory, jedzie też trochę TIR-ów i innych samochodów, które na tej drodze męczą jakoś szczególnie. Za Makowem Mazowiecki zatrzymuję się w tym samym co zawsze zajeździe przydrożnym, na pierwsze śniadanko (właściwie to drugie śniadanie, pierwsze było przed wyjazdem). Krótka przegryzka, popitka i ruszam dalej. Zaczyna się robić coraz cieplej a będzie dziś bardzo gorąco, zresztą jak to w ciągu ostatniego czasu bywało. Mijam Przasnysz i wyznaczam sobie kolejny cel, dojechać do Chorzel. Układam sobie takie plany w głowie, aby łatwiej było mi jechać. O dziwo nie mam dziś żadnego kryzysu i tak pozostaje do końca drogi. Zatrzymuje się jeszcze dwa razy na króciutkie przystanki. Obawiam się, że przed samym Szczytnem droga będzie mi się bardzo dłużyła, ale mija na prawdę bardzo szybko, choć jadę już na oparach swoich napojów. Upał jest już niemiłosierny. Od chwili kiedy ruszyłem, temperatura wzrosła prawie dwukrotnie. Za Szczytne zaczynają się znowu podjazdy i one dają mi już w kość całkiem nieźle. Dojeżdżam wreszcie do zjazdu do naszego domku w miejscowości Marksewo. Tam spotykam dwóch sakwiarzy, jestem jednak tak zmęczony, że nie rozmawiam z nimi. Tylko krótkie pozdrowienie i zjazd z asfaltu. Zostaje 200m do naszej działki. Na miejscu żona uwiecznia szaleńca.

Jestem zadowolony, że udało mi się dojechać.
Temp: 17,5°C-32,5°C
Wiatr: płd-wsch. 2-4m/s
Czas: 4:50-11:17
Zdobyte gminy: Szelków, Maków Mazowiecki, Karniewo, Płoniawy-Bramura, Przasnysz, Krzynowłoga Mała, Chorzele, Wielbark, Szczytno.
Kategoria 150-200, Gmina, Mazury


Dane wyjazdu:
401.55 km 0.00 km teren
13:08 h 30.57 km/h:
Maks. pr.:46.15 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Trzynaście godzin w siodle

Sobota, 30 lipca 2011 • dodano: 30.07.2011 | Komentarze 12

Zorientowałem się któregoś pięknego dnia, że urlop się kończy, jest połowa wakacji a założenia na ten rok nie zostały zrealizowane. Fakt, że wyjazd pt. Jazda dwunastogodzinna próbowaliśmy z Piotrkiem zorganizować już dwa razy, ale było tak pechowo, że za każdym razem deszcz studził nasze zapędy. Dziś deszcz także nam towarzyszył, ale o tym trochę później.
Dokładnie rok temu, bo 30 lipca 2010r zorganizowałem swój pierwszy wyjazd rowerem na Mazury. Był to tzw. wyjazd "na okrągło". Zrobiłem wtedy 267 kilometrów i była to jazda samotna. Dziś miało być o tyle lepiej, że nie jechałem sam i jechałem o wiele lepszym rowerem. Zaplanowaliśmy zatem, że pojedziemy do miejscowości Marksewo za Szczytnem, gdzie moi rodzice mają działkę rekreacyjną i po otrzymanym od mojej mamy obiadku, ruszymy w trasę powrotną. Jak wspomniałem, celem tego wyjazdu była jazda przez dwanaście godzin a gdzieś tam po cichu marzyliśmy o przejechaniu 400 kilometrów.
Wyruszyliśmy dziś z samego rana o godzinie piątej. Ziąb był całkiem niezły bo termometr wskazywał zaledwie 14°C. Nawet po jakimś czasie żałowałem, że nie włożyłem długich spodni, bo temperatura wcale nie chciała się podnieść. Zimno potęgował jeszcze wiatr, który od samego rana sobie nieźle poczynał. Na szczęście w tej części wyjazdu, miał być on naszym sprzymierzeńcem. Pierwszy postój zrobiliśmy sobie za Makowem Mazowieckim, gdzie opędzlowaliśmy śniadanko i ruszyliśmy dalej.

Czas leciał po drodze bardzo szybko, nawet się nie spodziewałem, że tak dobrze będzie szło. Kolejny pasionek urządziliśmy w miejscowości Chorzele pod jakąś szkołą.

Z Chorzeli to już właściwie niedaleko, mijamy Wielbark a za Szczytnem dostajemy trochę w kość od górek, które ciągną się praktycznie do Kiejkut Starych. To tam gdzie rzekomo terrorystów przetrzymywano.

A z Kiejkut to już rzut beretem do pierwszego celu podróży. Jednak najpierw zajeżdżamy sobie nad jeziorko, żeby nikt nie powiedział, że na Mazurach nie byliśmy. Fakt, że fotograf za bardzo tego jeziorka nie ujął, ale ten kawałek wody to jezioro Marksoby w miejscowości Marksewo.

Za chwilę wjeżdżamy na działkę do moich rodziców, gdzie czeka na nas już wspaniały obiadek.

Po obiadku można się trochę poszwendać

A ja taki nieuczesany
Szykujemy też wszystko do powrotu. Na szybko też wykonujemy pamiątkowe zdjęcie rodzinne.

No i ruszamy. We wsi właśnie "stacjonuje" pielgrzymka z Mrągowa udająca się oczywiście do Częstochowy. Mają przerwę na swój "pasionek". Mijamy głodomorów i kierujemy się w trasę powrotną. Pomimo ogromnej ilości kilometrów w nogach, droga mija bardzo szybko. Zawijamy się z Piotrkiem jak najlepiej możemy. Kiedy mamy za sobą 325 km i jesteśmy w Pułtusku, zaczyna padać. Najpierw po woli jak... eee to nie ta bajka. Po jakimś czasie pada już całkiem równo i jesteśmy obaj ubłoceni i cali mokrzy. Uda nam się być jeszcze bardziej mokrymi, kiedy samochody obryzgają nas ogromniastymi kałużami. Wspomnę jeszcze, że nie jedziemy tak jak wcześniej drogą nr 61 na Serock. W Pułtusku skręcamy na Nasielsk i przez zaporę dobijamy do Nieporętu. Pomimo deszczu decydujemy, że będziemy jechać czterysta, czyli do naszych dwunastu godzin, musimy dorzucić jeszcze trzynastą. Zaczynamy kombinować z trasą w poszukiwaniu tych dodatkowych kilometrów. Momentami pada tak równo, że nie widzę nic przez okulary. Jeżdżące samochody doprowadzają nas do stanu rozpaczy totalnej, woda płynie ze mnie litrami. Przyznam, że pomimo tego iż za sobą mamy prawie czterysta kilometrów, mamy siłę aby jechać dość szybko. Im szybciej jedziemy, tym prędzej będziemy w suchym domu. Aby "dobić" do czterystu, muszę odprowadzić jeszcze Piotrka przez kawałek drogi. Zerkam tylko tęsknym wzrokiem na swój blok i jadę dalej. Właściwie to jest mi już obojętne i gdyby mi kazali, to mogę jechać dalej. Na szczęście nikt mi nie karze i za chwilę wracam już do domu. Po wejściu do domu opłakany stan wygląda tak:

Pozbywam się ciuchów na których jest chyba ze 120 kg piachu i błota + 23 litry wody. Po szybkiej kąpieli uwieczniam nasze dzieło.

Udało się !! W ciągu tego dnia poprawiałem swój najdłuższy dystans dzienny oraz miesięczny. Szybko to ja pewnie tego nie pobiję.
To co dziś mi się udało, dedykuję mojej żonie. Ona wie dlaczego...
Czas: 5:00-20:30
Temp: 14-25.5°C (ten max to był przez chwilę a najczęściej to było 17°C)
Wiatr: płd-zach. 3m/s
Trasa:
Wołomin-Wołomin Słoneczna-Czarna-Radzymin-Beniaminów-Białobrzegi-Nieporęt-Serock-Pułtusk-Maków Mazowiecki-Przasnysz-Chorzele-Wielbark-Szczytno-Marksewo-Szczytno-Wielbark-Chorzele-Przasnysz-Maków Mazowiecki-Pułtusk-Jeżewo-Golądkowo-Pniewo-Dębe-Wieliszew-Nieporęt-Białobrzegi-Stare Załubice-Ruda-Radzymin-Wiktorów-Stary Kraszew-Helenów-Czarna-Wołomin Słoneczna-Wołomin
Kategoria Mazury, 400-450


Dane wyjazdu:
55.22 km 0.00 km teren
01:51 h 29.85 km/h:
Maks. pr.:42.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Czarny

Objazd ubiegłorocznej trasy na Mazurach

Sobota, 31 lipca 2010 • dodano: 02.08.2010 | Komentarze 0

Pomimo zmęczenia, nie dałem sobie za wiele czasu na odpoczynek i postanowiłem przypomnieć sobie zwiedzane w poprzednim roku kąty. Ruszyłem w kierunku Spychowa, gdzie miałem zawrócić. Jednak dobrze mi się jechało, nogi pozwalały na dobrą jazdę. Ruszyłem więc swoje "stare kółko". Trochę się zdziwiłem, bo remonty dróg, które były w tamtym roku, nie wiele się przesunęły, ale dało się jechać. Byłbym zły na siebie, gdybym nie przejechał kilku kilometrów, będąc na Mazurach. A po wysiłku z dnia poprzedniego, średnia całkiem niezła, biorąc jeszcze poprawkę na "górki" mazurowe.
Trasa: Marksewo-Piasutno-Świętajno-Spychowo-Stare Kiełbonki-Nawiady-Babięta-Marksewo
Czas: 14:10-16:05
Kategoria 50-100, Mazury


Dane wyjazdu:
267.12 km 0.00 km teren
09:23 h 28.47 km/h:
Maks. pr.:45.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:440 m
Kalorie: kcal
Rower:Czarny

Wyjazd na Mazury

Piątek, 30 lipca 2010 • dodano: 02.08.2010 | Komentarze 6

Planowany od dłuższego czasu wyjazd na Mazury, wreszcie doszedł do skutku. Nie dużo jednak brakowało i tym razem wszystko by się rozwiało. Jednak się udało.
Pobudka jak zwykle wcześniej, przed budzikiem. Ahhh te emocje. Z tego wszystkiego wstałem trochę za wcześnie a jakoś nie sprawdziłem o której robi się widno. No nic, miałem więcej czasu na wyszykowanie. Przyczepiłem tylne oświetlenie do roweru i ruszyłem o 4:10. Lubię taka jazdą, kiedy jest jest jeszcze cichutko i pusto, więc szybko mi szło. Zalew Zegrzyński witał czy żegnał mnie takim widokiem.

Byłem trochę zdziwiony, że o tak wczesnej porze wieje już wiatr, ale on w tym dniu miał być moim sprzymierzeńcem. Według prognoz miał pomagać, wiejąc w plecy. Droga do Pułtuska minęła mi dość szybko. Przed Pułtuskiem mijałem wielu bikerów, którzy startowali chyba w jakiś zawodach. Potem pomyślałem sobie, że mogła to też być pielgrzymka rowerowa. Z Pułtuska szybki przejazd do Makowa Mazowieckiego i za tym miastem w przydrożnym zajeździe, pierwszy odpoczynek i śniadanie. Pani właścicielka zaproponowała mi kawkę, którą z chęcią wypiłem. Po śniadanku i kawce o godz. 8:00 ruszyłem dalej. Tempo zaplanowane miałem na 27-28 km/h ale wiejący wiatr trochę mnie przyspieszał. Pierwszy raz w swojej rowerowej karierze, przekraczałem granice województw.

Zatem niedaleko do Wielbarku i należy podjąć decyzję, czy jadę zgodnie z planem wydłużając trasę do Szczytna, czy odpuszczam i kieruje się już prosto do celu. Jednak wcześniej jeszcze przerwa na jedzonko i telefony do rodziny, że żyje i jadę.
Decyzja była szybka i w Wielbarku odbiłem na Nidzicę. Po jakimś czasie trochę zacząłem tego żałować. Sprawcą tego był pierwszy w tym dniu kryzys. Potem doszło do tego bolące lewe kolano. Najgorsze było jednak to, że zacząłem odczuwać znowu siodełko, do którego za cholerę nie mogę się przyzwyczaić i ciągle kombinuję z jego ustawieniem. Droga do Nidzicy strasznie mi się dłużyła. Momentami była tak szeroka i w dwóch miejscach miała przygotowane ogromne miejsca parkingowe, że zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie jest przystosowana do lądowania samolotów wojskowych. Musze poszukać informacji o tym. W Nidzicy przejeżdżałem koło zamku ale nie zatrzymywałem się na żadne zdjęcia. Byłem zadowolony, że dotarłem do tego miasta. Był taki odcinek, na którym rower prawie stawał i nie mogłem na nim jakoś kręcić. Udało się jednak to pokonać. Z Nidzicy wyjazd na drogę 545, z kierunkiem na Jedwabno i Szczytno i kolejna przerwa na uzupełnienie zapasów i jedzenie. Po zakupach i jedzonku ruszam dalej i tu zaczęła się moja męka, nogi były już zmęczone. Jednak tempo dawało się we znaki. Od tej pory wiatr zaczyna przeszkadzać, wiejąc w twarz a górki na tej trasie dobijają mnie do końca. Wiem, że dla innych może to żadne przewyższenia, ale dla mnie na tym etapie, to było już coś. Był moment, że nie wiele brakowało a zakończyłbym swoja podróż niepowodzeniem. Jakiś idiota z naprzeciwka, wyprzedzał jadący przed nim pojazd całkowicie mnie ignorując. Musiałem ratować się ucieczką na pobocze, inaczej by mnie przejechał. Ale mu nasłałem, jednak mocno się wystraszyłem. Dojeżdżając do Szczytna, muszę zrobić jeszcze krótką przerwę i siadam na jakimś przystanku autobusowym. Dobre każde 10 minut odpoczynku. Potem jest już tylko lepiej. Widok miasta Szczytna dodaje mi siły i po przebiciu się przez jego korki, wyjeżdżam na drogę na Mrągowo, kierując się już do swojego celu, czyli wsi Marksewo, gdzie od wielu lat moi rodzice, są właścicielami domku letniskowego. I tu niespodzianka. Na wyremontowanym w tamtym roku odcinku drogi, czyli wyjeździe ze Szczytna, ustawione są znaki zakazujące ruchu rowerów. Nie zwracam jednak na to jednak uwagi i pnę się pod górki, kierując się do celu. To chyba najbardziej radosny odcinek, mojej podróży. Przed Marksewem mijam pielgrzymkę, udającą się do Częstochowy. Moja podróż też dobiega końca.

Jeszcze troszkę i zjeżdżam na drogę prowadzącą do naszego domku. A za chwilę kąpiel i odpoczynek dla zmęczonych nóg i tyłka.

Zatem udało się. Byłem pełen obaw ale udowodniłem sobie, że dam radę. Niby to nie duża różnica pomiędzy moim ostatnim, najdłuższym dystansem, ale tamten nie jechałem sam... Nieważne. Ważne jest to, że plan się powiódł.

Czas: 4:10-15:00
Wiatr: płd-wsch.
Pogoda była doskonała do jazdy. Nie było gorąca ani za zimno. Brak opadów.
Kategoria 250-300, Mazury


Dane wyjazdu:
60.52 km 0.00 km teren
02:05 h 29.05 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Czarny

Ostatni dzień na Mazurach

Niedziela, 12 lipca 2009 • dodano: 31.07.2009 | Komentarze 0

Ostatniego dnia wyskoczyłem znowu na Mrągowo i skusiłem pojechać się jeszcze inną, nieznaną mi trasą. Wytrzęsło mnie mocno ale było na co popatrzeć.
Marksewo-Orżyny-Rańsk-Kałęczyn-Rybno-Szklarnia-Piecki-Nawiady-Babięta-Marksewo.
Kategoria Mazury, 50-100


Dane wyjazdu:
50.00 km 0.00 km teren
01:41 h 29.70 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Czarny

Gdzie tu pojechać ? Spychowo...

Sobota, 11 lipca 2009 • dodano: 31.07.2009 | Komentarze 0

W ramach stałego treningu.
Kategoria Mazury, 0-50


Dane wyjazdu:
47.94 km 0.00 km teren
02:05 h 23.01 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Czarny

Znowu wyszło niechcący

Czwartek, 9 lipca 2009 • dodano: 31.07.2009 | Komentarze 0

Wybrałem się na swoje górki, czyli w stronę Mrągowa. Po drodze skręciłem jednak na targowo i dalej na Dźwierzuty. Dalej trasa na Szczytno i do Marksewa. To były dopiero podjazdy i trochę wiatr w twarz. Znowu się umęczyłem ale byłem zadowolony.
Kategoria Mazury, 0-50


Dane wyjazdu:
55.00 km 0.00 km teren
01:54 h 28.95 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Czarny

Powtórka trasy z pierwszego dnia urlopu

Środa, 8 lipca 2009 • dodano: 31.07.2009 | Komentarze 0

Powtórzyłem trasę z pierwszego dnia urlopu. Dołożyli świateł sygnalizacji świetlnej (związane to z robotami drogowymi). Na nowo budowanym rondzie w Babiętach mało brakowało a byłaby kraksa. Ufff, obyło się bez...
Kategoria Mazury, 50-100